Dzisiejsza liturgia Słowa jest bardzo piękna. Pierwsze czytanie to według mnie jedna z perełek Pisma Świętego. Mało kojarzę tekstów Biblii, które piękniej mówią o Bożej miłości, a przez to są ogólnie piękne. Ale w połączeniu z ostatnim zdaniem dzisiejszej Ewangelii staje się ten opis bardziej wymowny i dający do myślenia.
54. rozdział Księgi Izajasza mówi o miłości Boga do Izraela. Jednakże te same słowa spokojnie można odnieść do życia każdego z nas. Z racji tego, że Bóg jest doskonały, nie można mówić o mniejszej lub większej Bożej miłości. Gdyby Bóg kogoś kochał mniejszą miłością, Jego miłość nie byłaby doskonała. Zatem tak, jak Bóg kocha Naród Wybrany, tak kocha każdego z nas. Także Ciebie czytelniku. Nie tylko kocha wszystkich, ale kocha także Ciebie osobiście. Kocha Cię miłością silniejszą niż góry: „Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju», mówi Pan, który ma litość nad tobą.” (Iz 54,10). Tak naprawdę prawie każdy werset pierwszego czytania można by rozłożyć na kawałki i zachwycać się pięknymi słowami miłości. Nie będę tu wszystkich cytował, ale jeszcze jedno zdanie przytoczę, które pokazuje plany i zamiary Boga: „z ogromną miłością cię przygarnę” (Iz 54,7b)
Piękne słowa. Jednakże ileś osób mogłoby stwierdzić, że to wszystko nieprawda. Przecież nie każdy doświadcza miłości od Boga. Na świecie jest tyle zła. Dlaczego Bóg, który jest wszechmogący na to wszystko pozwala? Odpowiedź daje także dzisiejsza liturgia Słowa. A dokładniej ostatnie zdanie Ewangelii, którego fragment umieściłem w tytule tego wpisu. Oto to zdanie: „Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego.” (Łk 7,30). Wyjaśniam, że słowa „od niego” dotyczą św. Jana Chrzciciela. Dla niektórych osób może być szokujące stwierdzenie, ze ludzie udaremnili zamiar Bozy. Jak widać nie we wszystkich sprawach Bóg jest wszechmogący. Od czego to zależy?
Jak to się stało, że faryzeusze i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży? Jan Chrzciciel udzielał chrztu nawrócenia i oczyszczenia z grzechów. Aby przyjąć chrzest od Jana potrzebna była postawa pokory, świadomości swoich grzechów i potrzeby nawrócenia. Człowiek, który żyje w grzechu i nie chce zmienić życia, albo ten, kto w swojej pysze jest przekonany, że wszystko w jego życiu w porządku, może mieć problem i udaremnić zamiar Boży, którym jest przygarnięcie przez Boga „z ogromną miłością”.
Myślę, że także tym, co najbardziej odrzucali faryzeusze i przez co najbardziej udaremnili zamiar Boży, jest nieuznanie Jezusa jako Pana, Mesjasza i Zbawiciela. Zamiarem Boga jest, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. Ale aby to uczynić potrzeba uznać, że nie ma innego zbawienia poza Jezusem (por. Dz 4,12), a także uznać Jezusa jako Pana (por. Rz 10,9-10). Człowiek, który upiera się przy swojej wizji świata; który nie chce zerwać z grzechem, albo wręcz tego grzechu nie chce dostrzec; i ostatecznie nie chce powierzyć życia Jezusowi, przez uznanie Go za jedynego Zbawiciela i Pana, może udaremnić zamiar Boży względem siebie. Ale w takim przypadku niech się nie dziwi, że nie doświadcza Bożej miłości. I oby się nie zdziwił, że nie doświadczył owoców zbawienia na ziemi i ich pełni w niebie.
Nie bądź jak faryzeusz. Wybierz Jezusa i Jego miłość. Uwierz Bogu, nawróć się, zerwij z grzechem, a otrzymasz dar Ducha Świętego. Potem znajdź innych ludzi podobnych sobie i wejdź z nimi do wspólnoty. A zamiar Boży względem Ciebie – czyli doświadczenie miłości i zbawienie – nie zostanie udaremniony.
W moim życiu doszło do nieuznania Jezusa jako Pana, Mesjasza i Zbawiciela. Stało się to w okresie mojego buntu. W parafii 2,5 roku temu były misje, więc moja mama postanowiła, że chociaż raz muszę iść z nią do kościoła. Nie było to po mojej myśli, ale po gorącym dialogu skapitulowałam. Stwierdziłam, że w sumie dla świętego spokoju pójdę. Niestety, nie powiedziała mi co tego dnia ma się tam dziać. Na początku Mszy jak usłyszałam, że w jej trakcie będzie możliwość uznania Jezusa jako Pana byłam w szoku. Żałowałam, że tam przyszłam. Ksiądz na kazaniu zachęcał wiernych do wyboru Jezusa. Powiedział również, że jeżeli ktoś nie ma takiej chęci może w tym czasie po prostu sobie posiedzieć w ławce. Chętni mieli wstać i po chwili przejść do chrzcielnicy i zanurzyć rękę w wodzie, a następnie coś tam wypowiedzieć i uczynić znak krzyża. W mojej głowie kłębiło się wiele myśli. W końcu postanowiłam, że w moim przypadku najlepszym wyborem będzie pozostanie w ławce. Wybór drugiej opcji byłby z mojej strony nieszczery. Mama była zdenerwowana tym bardziej, że w pierwszej ławce przed nami nikt nie siedział. Wstali wszyscy ludzie oprócz mnie. Wiem, że dla niej nie było to łatwe. Dla mnie też nie było to komfortowe. Proboszcz na koniec pogratulował uznania Jezusa jako Pana i dodał, że szanuje odmienny wybór. Po tej sytuacji wróciłam do swojej normalności. Kościół odwiedzałam tylko w święta. Zmiana nadeszła w tym roku. 25 kwietnia doszło do mnie, że matura jest o krok. Zaczęłam się usilnie uczyć ale 2 maja zdałam sobie sprawę, że już jest za późno. Straciłam wiarę we własne siły. Naszła mnie refleksja nad moim życiem. Zaprowadziło mnie to po godzinie 22 pod kościół. Usiadłam na ławce na przeciwko pomnika Jana Pawła II. Paląc fajki rozmyślałam nad dalszym moim życiem. Stwierdziłam, że popełniłam wiele błędów, a najgorszym było odejście od Boga. Poczułam, że teraz nadszedł czas powrotu. Następnego dnia poszłam do spowiedzi. Maturę zdałam i dostałam się na studia. Pojechałam na ŚDM z grupą świetnych ludzi. Teraz patrząc na to wszystko z perspektywy mogę stwierdzić, że nie warto pokładać ufność jedynie we własne siły. Czasami musi się wylać ten przysłowiowy kubeł zimnej wody na głowę, żeby się ogarnąć. Teraz żałuję, że wcześniej miałam inne spojrzenie na świat, w którym nie było miejsca dla Boga.
Piękny komentarz. Trafia do serca. Tylko zastanawia mnie to, dlaczego niektórzy (także kapłani) potrafią powiedzieć: „Bóg bardzo Cię kocha, bo Cię doświadcza”. Od razu nasuwa się myśl, że Bóg aż tak bardzo nie kocha tych, których nie doświadcza… A przecież On kocha nas wszystkich jednakowo.