Pewien list, a może homilia

Niedawno, po kilku latach, odezwała się do mnie mailowo moja była uczennica. Po jakimś czasie jej odpisałem. Dokładnie dziś wysłałem jej maila. Ale część tego mojego maila uznałem za na tyle interesującą, że warto to umieścić na tym blogu. Wprawdzie te treści są osobiste, ale skierowane osobiście nie tylko do tej uczennicy, ale do każdego, kto to czyta. Więc zachęcam. A, że jest nawiązanie w tym liście do dzisiejszej liturgii, więc można go potraktować jako homilię.

(…) To bardzo ważne doświadczenie, że Ktoś jest nad nami. I to nie jakaś idea, myśl, ale osoba. (Tak naprawdę, to trzy osoby, tworzące całość, ale to w tej chwili sprawa nie pierwszorzędna).

Ważne jednak, by się na tym fakcie nie zatrzymać. Warto, by Go poznać. Przyjąć Go takim, jakim jest. I posłuchać tego, co On do nas mówi. Nie po to, by czuć się, jako przez niego do czegokolwiek zmuszany, czy wręcz manipulowany. Ale po to, by pozwolić Mu siebie (tzn. Ciebie :)) pokochać.

Bo prawda jest taka, że Bóg naprawdę jest miłością. Problem jest często taki, że my tej miłości nie doświadczamy. Ale gdybyś doświadczyła tego, że masz w niebie nie surowego ojca, ale najukochańszego tatusia, który dla kochanej córeczki jest gotowy nieba przychylić, oddać życie, a przy okazji nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych i wie, co naprawdę Ci potrzeba. To czy można czegoś chcieć więcej? No pewno tego, by to, co Ci potrzebne dał. I zapewniam Cię, że On chce Ci to dać. Nawet w dzisiejszej Ewangelii, gdy do Jezusa przyszedł trędowaty i powiedział „jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”, On odpowiedział „chcę, bądź oczyszczony”. Jezus naprawdę chce. Tylko potrzebuje naszej determinacji, naszego przyjścia do Niego, naszej wiary. Można by zapytać, dlaczego każe nam do siebie przyjść? Bo nas kocha i nie chce do niczego zmuszać. Mówi „stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. (Ap 3,20) Tzn. Jezus/Pan Bóg puka do serc, ale sam nie wejdzie, dopóki pewnych rzeczy nie zrobimy. Mamy do Niego przyjść (tak jak w Ewangelii trędowaty), mimo różnych konwenansów, mimo tego, że może nie wypada. I wykazać się w tej sprawie wiarą. A jednocześnie wykazać, że jesteśmy otwarci na wolę Bożą. Nie Jego wolę do naszej dopasowujemy, ale chcemy się do Niego dopasować. Mówi przecież trędowaty „jeśli chcesz”… Tzn „ja wiem, że możesz to zrobić, ale jeśli Ty chcesz”, albo „jeśli taka jest Twoja wola…”. To jest przykład tej wiary.

Ale także potrzeba, abyśmy zerwali z tymi blokadami, które za bardzo zamykają działanie Boga. To kwestia właśnie naszej niewiary, ale także grzechów, które wyrzuciły Boga za drzwi naszego serca. I jest jeszcze jedna bariera, która powoduje zamknięcie drzwi naszego serca. To brak przebaczenia – tak innym, jak sobie, a nawet w pewnym sensie Bogu. Otwórz drzwi Twojego serca – uwierz, zerwij z grzechem, przebacz różnym ludziom i zaproś Jezusa do swojego życia, a zobaczysz, dokąd Cię On doprowadzi. Wierzę, że nie tylko będziesz wiedziała, że Bóg jest nad Tobą, ale naprawdę kocha. A wtedy inne rzeczy nie będą miały dla Ciebie aż takiego znaczenia.

Życzę Ci tego.

3 komentarze do “Pewien list, a może homilia

  1. jewka

    Witam Księdza bardzo serdecznie
    Ja nie wiem co mam napisać…może to, że dzięki Księdzu wylewam hektolitry łez o których istnienie, nawet siebie nie podejrzewałam…ale robi się wtedy lżej i że zaczynam wierzyć (małymi kroczkami…jeszcze),że nie jestem sama, że jest KTOŚ komu na mnie zależy…dziękuję.

    Odpowiedz
  2. Dominika

    a ja czuję bezsilność… wiem, że jest bariera, która mnie blokuje, ale nie wiem co to jest, na modlitwie miałam nawet obraz, że Bóg jest blisko, ale coś nas dzieli, że siłuję się, żeby otworzyć drzwi, ale nie daję rady, że jest coś, co mi na to nie pozwala… tylko nie wiem co… więc denerwuję się bardzo… bo tak bym chciała to przełamać…

    Odpowiedz
    1. jewka

      Wiesz co…ja chyba odnalazłam to coś co mnie blokuje!!!Przełożyłam siebie jako człowieka, taka jak jestem na co dzień ,na relacje z Jezusem, któremu oddałam całe swoje życie i który jest ze mną, wiem o tym, bo inaczej byłabym już na dnie..
      i mój problem polega na tym, że nie umiem uwierzyć, że On mnie kocha taką jaką jestem…zrozumie i wysłucha, jak nikt inny na Ziemi…i że nie muszę przepraszać,że Mu zajęłam czas i że istnieję…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.