Wakacje (?)

Wczoraj zakończył się rok szkolny. Niełatwy rok. Tak jak niełatwa jest praca w gimnazjum. Prawdopodobnie w tym gimnazjum już nie będę uczył. I nie płaczę z tego powodu. Zobaczymy co będzie po wakacjach. Tak, jak ktoś już zauważył w komentarzach, wygląda na to, że w tym roku nie zmieniam parafii. Przede mną czwarty już rok pracy w tej parafii. Ale do mojego rekordowego pobytu w jednej parafii brakuje zasadniczo jeszcze ponad 2 lata (licząc od dziś).

Przede mną wakacje. Tyle tylko, że one rozpoczną się dopiero za ponad miesiąc. Raczej nie ma co liczyć na to, że w najbliższych dniach/tygodniach sobie odpocznę. Podejrzewam, że najbliższy tydzień będzie jednym z bardziej pracowitych dla mnie w ostatnich miesiącach. Ale tak to jest, że ktoś musi pracować, by ktoś inny mógł odpocząć. Szkoda, że w jednym tygodniu tak wielu księży jednocześnie wyjeżdża. Można było to inaczej rozłożyć.

Czas zakończenia roku pracy, to niewątpliwie czas podsumowań. Jaki to był rok? Już w pierwszej linii tego wpisu pisałem, że rok nie był łatwy. I myślę, że jednak kluczowa była sprawa szkoły. Ale nie tylko to. Chociaż zauważam, że moim największym problemem, który niestety był dosyć notoryczny, było przemęczenie. Oczywiście można by zrzucić wszystko na moją kondycję fizyczną i stwierdzić, że dlatego jestem przemęczony, że nie dbam o siebie. Pewno coś w tym jest. Ale z drugiej strony trzeba by obiektywnie stwierdzić, że ja pracuję z grubsza na dwóch etatach. Nie liczę, że na trzech, bo myślę, że bycie nauczycielem i bycie egzorcystą, to są połówki etatów. Ale po doliczeniu „etatu” w parafii, w której naprawdę dużo się dzieje, wyjdą właśnie dwa.

Co się udało osiągnąć w tym roku? Możliwe, że udało się przejąć kolejny kurs SNE – „Emaus”. Piszę tutaj „możliwe”, bo teraz to kwestia formalności i zatwierdzenia. Ale jeszcze to nie jest zrobione. To chyba jedyny jakiś „sukces” minionego roku. No chyba, że potraktujemy w kategoriach sukcesu to, że do dziś dożyłem, a przy okazji chyba za bardzo nie podpadłem przełożonym (czy to w szkole, czy w Kościele).

Niewątpliwie dobrymi rzeczami było poprowadzenie rekolekcji w dwóch szkołach średnich. Nie jest tak, że jestem z nich niesłychanie zadowolony, ale ogólnie tak. Trochę szkoda, że szczególnie w tych drugich, oficjalnie prowadzonych ze wspólnotą, mało osób było zaangażowanych. Ale niech żałują ci, których nie było. Dziękuję tym, którzy byli.

Swoją obecność w parafii zaznaczyliśmy także poprzez zrobienie ołtarza na Boże Ciało. Szkoda, że poza kilkoma księżmi i nielicznymi osobami, nikt nie wiedział, że my robiliśmy. Cóż, robimy to trochę jak „cichociemni”. W sumie, to mało osób o naszej wspólnocie wie. Ogłoszenie o niej, jakiś czas temu wywieszone w kruchcie kościoła, zniknęło. Na ogłoszeniach parafialnych, nawet wtedy, gdy mówi się o różnych wspólnotach, rzadko kiedy informacja o nas się pojawia. Nie ma co się dziwić, że mało osób z naszej parafii jest we wspólnocie. A szkoda. Dobrze, że inne osoby się pojawiają.

Jedynym miejscem, w którym o naszej wspólnocie słychać, są Msze św. z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie. Cieszę się, że razem coś robimy. Szkoda jednak, że mało jest informacji zwrotnych, w postaci świadectwa, o tym, że Bóg kogoś uzdrowił. Czasami pytam się ludzi po Mszy, kto doświadczył, że Bóg w nim działał. I ileś ludzi podnosi ręce. Ale z perspektywy czasu wygląda na to, że wiele z tych rzeczy działa po prostu na emocje i nie widać, bądź słychać, by coś się w życiu tych ludzi zmieniło. Wszak, jak mówią apostołowie „Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli.” (Dz 4,20).

Taką ciekawostką jest, że w momencie, gdy to piszę dostałem maila z prośbą o potwierdzenie nowego komentarza, do mojego wpisu. W komentarzu można przeczytać (pisownia oryginalna): „slowa wypowiedziane przez księdza 20.02.2016 na Mszy o uzdrowienie zmienily moje życie. To były słowa wypowiedziane z mocą. To był najważniejszy dzień mojego 45-letniego życia. Można powiedzieć że wtedy się narodziłam.” Niemalże się rozpłakałem, jak to przeczytałem.

Chyba najbardziej jednak trudne dla mnie było to, że coraz bardziej czułem się sam. Tzn. wiem, że nie jestem sam. Wiem, że są ludzie i wiem, że jest Bóg. Widzę, że co jakiś czas podrzuca pewne cukierki, jak ten komentarz sprzed kilku minut. Ale Wielkanoc, kiedy jeszcze w południe wyglądało, że nie tylko nie będę miał z kim jeść obiadu świątecznego, to wręcz nie będę nic jadł, była dla mnie strasznym dniem. Cieszę się, że gdy w akcie desperacji powiedziałem o tym podczas Mszy św., znalazła się rodzina, która (chyba) z litości mnie zaprosiła. I to kolejny taki cukierek od Boga. Sytuacja, gdy nie miałem co jeść (oraz z kim), powtórzyła się 1 maja. Osoby będące niedaleko, chyba wtedy zaczęły wyraźniej zauważać, że coś ze mną nie tak, bo zaczynałem funkcjonować, jak bym miał depresję. Tym bardziej, że do tego 1 maja miałem w sumie może ze 3-4 dni wolne (czyli takie, gdy tylko niespełna 2 godziny pracuję rano, potem wolne) od początku roku i zmęczenie sięgało zenitu.

Później zaczęło się coś zmieniać. Pewne relacje się trochę poprawiły. Mam trochę więcej kontaktów z ludźmi. Mniej obowiązków w parafii przyczyniło się do tego, że powoli zaczynałem wychodzić na prostą. Aczkolwiek, gdy w miniony czwartek, na zakończenie roku formacji wspólnoty była indywidualna modlitwa nad ludźmi, na końcu kilka osób się nade mną pomodliło. I było poznanie, że Bóg mnie wyprowadzi na pustynię. I nie do końca mi się to spodobało, bo ileż można być na pustyni. Jeszcze z jednej dobrze nie wyszedłem, a tu się kolejna szykuje. Pewno owszem, bo zapewne znowu kolejne wakacje spędzę niemalże sam. Mało mam wokół siebie ludzi, z którymi mógłbym spędzić czas, z którymi nie muszę cały czas być w roli księdza, który co chwilę pociesza, uspokaja, czy wręcz jest przybijany kolejnymi stwierdzeniami, typu „dlaczego ksiądz się mną nie chce zająć?”. Bo w ostatnim czasie jest ileś osób, które tak wokół mnie funkcjonują. Naprawdę chcę od tego odciąć i po prostu pobyć, jak człowiek, który nic nie musi i może spokojnie się do wszystkiego zdystansować, a jednocześnie ma z kim porozmawiać o wszystkim i o niczym.

I tu dochodzimy do pewnej ważnej kwestii. Ja w sumie mam z kim porozmawiać. Z Jezusem. Rzecz w tym, że ostatnio nie jest z tym najlepiej. To nie znaczy, że tego nie ma. Ale to chyba takie swoiste przeciąganie liny. Bardzo chcę mieć bliską relację z Jezusem, ale chyba czekam, że to On wyjdzie do mnie z inicjatywą. I może to robi. Pewno dlatego są te kolejne pustynie, by wreszcie całkowicie się do Niego zwrócić. A ja, zamiast Go bardziej poszukać, to tylko jęczę, narzekam i… uciekam. W różne sprawy. Może wreszcie czas, by się przełamać na nowo w stronę Boga. Mam nadzieję, że jak będę miał więcej sił, to wreszcie się uda. Oby.

Finiszując ten niełatwy rok, wierzę, że przede mną ważny czas. Wierzę, że Bóg prowadzi mnie na pustynię, aby wreszcie przygotować do misji, którą ma dla mnie. Tyle tylko, że może wreszcie się jeszcze bardziej do Niego zbliżę i pozwolę Mu działać tak jak On chce, bez mojego narzekania, jęczenia, a z uwielbianiem Pana w tej drodze, którą mnie prowadzi. Proszę oczywiście o modlitwę w tej intencji.

 

3 komentarze do “Wakacje (?)

  1. Justyna

    Faktycznie Ksiądz narzeka. Niemniej jednak taki sposób narzekania może niejednokrotnie wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Przepraszam, że się uśmiechnęłam na słowa: „I nie do końca mi się to spodobało, bo ileż można być na pustyni. Jeszcze z jednej dobrze nie wyszedłem, a tu się kolejna szykuje.” Na takie słowa zapewne i Jezus uśmiechnie się do Księdza litościwie i może wyprowadzi Księdza z tej pustyni 😉

    A tak na poważnie, to bardzo mi przykro, że Ksiądz w ważnych momentach jest sam. Oznacza to, że jest coś nie tak w Księdza rodzinie. W mojej też nie jest najlepiej. Rzadko spędzamy święta z rodzicami i siostrą. Modliłam się o zmiany i jedyne, co się zmieniło to moje nastawienie do tej sytuacji. Już nie płaczę, nie czuję się zraniona i opuszczona. Jezus uzdrawia moje serce. Nie mogę natomiast stwierdzić uzdrowienia relacji. Chyba nie można mieć wszystkiego na raz.

    Nie wiem, dlaczego jest mało świadectw z mszy św. o uzdrowienie. Może przychodzą na te msze ludzie, którzy nie wiedzą, że trzeba dawać świadectwo uzdrowienia. W niektórych przypadkach potrzeba czasu – np. w kwestii poczęcia dziecka, uzdrowienia relacji małżeńskich itp. A w innych wypadkach słowo poznania jest trafne, Jezus dotyka kogoś, a ten ktoś nie chce przyjąć łaski. Chyba tak było ze mną na ostatniej Mszy św. u Księdza. Było światło o osobie, która nie przebaczyła swojej teściowej. Kołek stanął mi w gardle. No ale idąc za usłyszanym słowem, wymamrotałam: „W imię Jezusa Chrystusa przebaczam mojej teściowej”. Powiedziałam to tak bez przekonania i bez chęci zmiany nastawienia do niej, że raczej nic się nie zmieniło. No może jedno się zmieniło: odtąd mam niemiłe odczucia na modlitwie charyzmatycznej w mojej wspólnocie i przed Najświętszym Sakramentem – zupełnie jakby ktoś zaciskał mi obrożę na szyi. Wnioskuję, że to nieprzebaczenie tak mnie dusi. Jak Jezus czegoś z tym nie zrobi, to ja na pewno niczego w sobie nie zmienię. Opór jest zbyt silny. Niby chcę jej przebaczyć, ale przecież nie chcę do niej pojechać, nie chcę jej widzieć ani z nią rozmawiać. Ciężko mi z tym.

    Obiecuję modlitwę za Księdza. W pierwszej kolejności o to, by Ksiądz patrzył na swoje życie bardziej optymistycznie 🙂

    Pozdrawiam,

    Justyna

    Odpowiedz
  2. Justyna

    Strasznie ciężko komentować takie narzekanie… Szczególnie po modlitwie za Księdza, która odbyła się na ostatniej Mszy św. o uzdrowienie i wlała w serca poniektórych nadzieję na zmiany w życiu Księdza. No ale Bóg wie, co robi… Mam tylko jedno przemyślenie – skoro nie podoba się Księdzu słowo o kolejnej pustyni, to chyba można go nie przyjąć, prawda? Czasem byłam pytana na modlitwach wstawienniczych, czy przyjmuję słowo poznania, które było do mnie kierowane. Jeśli jakieś światło nie buduje, a rujnuje, to raczej daje to do myślenia…

    Mimo wszystko miłych wakacji … z Panem Bogiem!

    Pozdrawiam,

    Justyna

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.