Byłem ostatnio w Krakowie. Tak po prostu spędziłem sobie dzień wolny. Byłem tu i tam. W sumie w wielu kościołach. Trochę się pomodliłem, pochodziłem, pozwiedzałem. Dwa miejsca w Krakowie są mi szczególnie bliskie. Oczywiście Łagiewniki, ale także bazylika Świętej Trójcy – w której jest grób mojego patrona – św. Jacka.
Z wyjazdu wracam szczególnie z dwoma refleksjami. Obydwie pojawiły się w Łagiewnikach. Uświadomiłem sobie, że wielu świętych nie było docenianych za życia. A ileś czasu po śmierci ich kult stał się wielki. Przykładem tu jest chociażby św. Faustyna. Ale także bł. Karol de Foucauld. W moim pragnieniu jest być świętym (nawet jeśli niekoniecznie wyniesionym na ołtarze – chociaż czemu nie?). Ale chyba za bardzo w sercu mam chęć, by były widoczne owoce mojego życia i (jakiejś tam) wiary. Prawda jest taka, że jakoś momentami te owoce widzę. Ale chciałbym więcej. Ta refleksja o świętych pokazuje, że być może nie trzeba mieć widocznych owoców dla ludzi mnie obecnie otaczających. Być może mam robić to, co Bóg chce, nawet, jeśli inni by tego nie dostrzegali.
Druga refleksja dotyczy pewnego fragmentu prowadzonej przez jednego księdza modlitwy. Niby o tym wcześniej słyszałem, ale chyba dopiero teraz do mnie to dotarło. Mianowicie w trakcie ukrzyżowania mówiono Jezusowi, by zszedł z krzyża, a wtedy by Jemu uwierzono. Natomiast Jezus właśnie dlatego nie zszedł z krzyża, byśmy mogli uwierzyć w Bożą miłość i wszechmoc. Nie to jest wielkie dla Boga, co się nam po ludzku wydaje. Czasami trzeba po ludzku przegrać, by dać zwyciężyć Bogu.
Te dwie refleksje niewątpliwie się ze sobą łączą. Wniosek? Nie szukajmy poklasku i dostrzegania przez ludzi. Róbmy to, co Bóg chce, wejdźmy w żywą z Nim relację i Jemu się podobajmy. To jest recepta na świętość. Nawet, jeśli po ludzku nie zawsze jest łatwo.

” Tak po prost spędziłem sobie dzień wolny”…a mi serce krwawi…ponieważ Kraków jest moim miejscem na Ziemi!!! Tęsknię za nim każdego dnia i podobno nawet ( nie wiem tego) jak usłyszę nazwę tego miasta oczy mi się śmieją…tak mam i już!!!
Nie znam Księdza osobiście, ale dosyć dobrze znam Księdza blog i znajduję na nim wiele owoców Księdza życia, wiary i chęci pomocy,troski o ludzi i dlatego go czytam…Ksiądz jest w tym wszystkim bardzo przekonywujący, a „tylko osoba przekonana może przekonać innych”.
Świętość…każdy kto wierzy w JEZUSA dąży do tego …
jednym się udaje, drugim nie…( niech Księdzu Bóg błogosławi w tym pragnieniu).
Ja wyznaję jedną zasadę:”Wszystko cokolwiek cię spotka przyjmuj jako dobro, wierząc,że nic nie dzieje się bez woli Bożej”. Chwała Panu
A ja z kolei mam pytanie: jak nie stracić Jezusa z oczu? Trochę tekst rzucił mi się co do środowej Ewangelii, jeśli chodzi o obecną notkę. 🙂
Rzeczywiście ten wpis łączy się z tą Ewangelią, aby uczynków pobożnych nie czynić dla ludzi (by je widzieli), ale dla Boga. Natomiast co do straty z oczu Jezusa, to nie ma chyba takiej prostej odpowiedzi. Bo nigdzie nie jest powiedziane, że Bóg cały czas się nam objawia. W ks. Izajasza wręcz są słowa „ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze” (Iz 54,8). Wprawdzie tam mowa jest o gniewie. Ale faktem jest, że Bóg mówi, że potrafi się schować. A niewiele dalej czytamy: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko” (Iz 55,6). Tzn. że są momenty, kiedy Bóg nie pozwala się znaleźć i nie jest blisko. Bóg chce, abyśmy go szukali. Nie wystarczy raz znaleźć i czekać na niebo. Tak będzie w niebie. A tu mamy stale się nawracać, stale szukać, stale prosić o pomoc. Gdyby Bóg chciał, to byśmy Go stale widzieli. Ale On chce, abyśmy umieli Go dostrzec w świecie – w drugim człowieku, w Jego Słowie, w Kościele, w kapłanie itp. Gdy nauczymy się Jezusa tam dostrzegać, to nigdy nie stracimy Go z oczu. Jeśli będziemy tylko wypatrywali bezpośrednio Jezusa, to możemy czasami przegapić.
Ja nauczyłam się dostrzegać się JEZUSA i CHWAŁA PANU…bo to jest niesamowite przeżycie !!!wystarczy jedno spojrzenie…kapłana, człowieka przypadkowo spotkanego i już wiem co mam robić…tak działa Duch św…prowadzi mimo czasami naszej woli…i właśnie to jest niesamowite, że nie mogę się nawet sprzeciwić ( jak człowiek) tylko coś mi karze postąpić tak ,a nie inaczej…i zaraz widzę owoce mojego postępowania…kiedyś by mnie to przeraziło…dzisiaj, dzięki Księdzu…wiem, że tak działa Bóg…bardzo wielkie DZIĘKI ZA TO…i nie chodzi o to żeby „szczerzyć się do wszystkich”…( to nie moje słowa)
chodzi o to żeby wsłuchać się w to co JEZUS mówi…tak z głębi serca, nie na pokaz, nie na poklask innych i zwalczyć swoją pychą…Chwała Panu