Dotarłem do tronu Matki. Wracam właśnie autokarem i pomiędzy drzemkami czas na pierwsze refleksje. Zakończyłem pielgrzymkę. Chociaż tak mnie w tej chwili naszło, że z pielgrzymkami jest jak z Olimpiadą w starożytnej Grecji. Igrzyska co jakiś czas, a Olimpiada od jednych Igrzysk do następnych. Podobnie chyba powinno się powiedzieć o pielgrzymce. Mimo wszystko coraz bardziej widzę, jak ważny jest ten okres pomiędzy kolejnymi dziesięciodniowymi rekolekcjami w drodze. I to nie chodzi tylko o fizyczne przygotowania, ale systematyczny kontakt z grupą, najlepiej w formacyjnej wspólnocie. Czyli można by ten akapit podsumować, że zakończyły się Igrzyska, którymi było minione 10 dni. Czas zacząć pielgrzymkę, która trwa do następnego sierpnia.
Powiem szczerze, że jednak się zastanawiam, czy ja chcę uczestniczyć w następnej pielgrzymce. Z minionych 23 pielgrzymek tylko z kilku wracałem bez jakiejś wielkiej radości i przekonania, że za rok znowu pójdę. W głowie pojawiają się już natomiast inne plany na przyszłoroczne wakacje. I bynajmniej nie chodzi tu o wypoczynek, typu leżenie do góry brzuchem, tylko są konkretne plany ewangalizacyjne. I dlatego, chociażby, trudno będzie wygospodarować 10 dni tak, by jednak wakacje mogły przynieść mi zregenerowanie sił.
Kolejny punkt do refleksji podsumowującej pielgrzymkę i planującej przyszły rok, jest pytanie o owoce obecnej pielgrzymki. Wierzę, że Bóg chciał, bym był na tej pielgrzymce. A przynajmniej pomógł mi podjąć taką decyzję. Ale nie potrafię powiedzieć, że byłem tam potrzebny. Pewno tak, mam nadzieję, że pewne moje konferencje pomogą ludziom bardziej żyć wiarą. Chciałem pokazać ludziom, że wiara, Duch Święty, a nawet złe duchy, są bardzo realne. Kilka konferencji było opartych o świadectwa mojego życia. Ale boję się, że ktoś mógłby odebrać to, jako egoistyczna autoreklama.
Cieszę się jednak, że podprowadziłem ludzi pod decyzję ogłoszenia Jezusa Panem i powierzenia Mu życia. Na jednym z Apeli Jasnogórskich kilkadziesiąt osób z grupy (zdecydowana większość) na moje zaproszenie wystąpiło przed innych, by publicznie wypowiedzieć słowa modlitwy prowadzonej przeze mnie, a która właśnie ogłaszała panowanie Jezusa. Potem jeszcze z innymi księżmi krótko pomodliliśmy się indywidualnie nad ludźmi o dar Ducha Świętego. W międzyczasie, gdy zaczął padać deszcz, poprosiłem publicznie Boga, by dał nam przeprowadzić te modlitwy bez deszczu. I rzeczywiście deszcz przestał padać. Wrócił już niemalże po wszystkim.
Powinienem się radować. Bo chwała Boża się objawiła. Ale wracam do domu bez tej radości. Może chciałbym widzieć owoce tego? Może chciałbym, by ktoś z ludzi to docenił? Kilka osób ogólnie dziękowało mi za konferencje, ale może chciałbym więcej.
W trakcie pielgrzymki także podjąłem kilka ważnych rozmów połączonych z modlitwami (nie zawsze z nałożonymi rękami). Ale nie wiem, na ile to do tych ludzi trafiło, na ile były to skuteczne modlitwy. Gdzieś w tym wszystkim brakuje cierpliwości, a za dużo skupiania się na efektach. I wiem, że to mój częsty problem. Być może, gdyby ktoś bliski lub ważny dla mnie to docenił. Ale takich osób na pielgrzymce nie było. Cieszę się, że wtedy, gdy prowadziłem to przywoływane przeze mnie nabożeństwo, odwiedziło mnie kilka znajomych osób, które pomogły mi te modlitwy poprowadzić. Ale właśnie zaraz po tym zaczęło się pojawiać zniechęcenie, może rozleniwienie, chęć wcześniejszego powrotu. Dopóki coś dobrego i ważnego robiłem oraz wspierali mnie bliscy z mojej wspólnoty, dotąd było dosyć w porządku, a potem jakoś gorzej. Dlatego też widzę, jak ważne, by do pielgrzymki przygotowywać się cały rok, by stać się wspólnotą, razem formować się, działać i… Razem pójść na pielgrzymkę. Może gdyby z mojej wspólnoty ileś osób, z którymi współpracuję w Ewangelizacji, poszło by razem ze mną, byłoby mi prościej. Dlatego może trzeba przemyśleć przyszłoroczne wakacyjne plany i już od jutra szykować się na przyszły rok.
Pięknie by też było, gdyby udało się usłyszeć świadectwo osoby, której realnie pomogło to, co mówiłem i o co się modliłem. Zatem teraz warto cierpliwie czekać. Kto wie? Może jednak za rok pójdę?
A może zamiast czekać na owoce, to trzeba po prostu odpocząć. Jestem mocno niewyspany. A ciekawostką może być, że najbardziej fizycznie doskwierały mi usta. Mam je poparzone. Jedna z lekarek nawet stwierdziła, że to poparzenie trzeciego stopnia. Dziś jest trochę lepiej, chociaż mocno piecze. A nogi? Nie jest źle.
No dobra.. Starczy marudzenia. Wiem, że Bóg działał, a mi źle. Ale może trzeba wrócić do drzemki i pozwolić, by emocje związane ze zmęczeniem opadły i został w tym wszystkim Jezus – Pan – nie tylko mój, ale i mojej grupy.
Księże, tak mi się skojarzyły Słowa: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost.” 🙂
Więc najważniejsze, że zasiał Ksiądz dobro, i nawet jak owoców Ksiądz może nie zobaczyć, to nie ma co się nad tym zatrzymywać. Podobno owoce swojego zasiewu rzadko możemy ujrzeć … 😉
Bóg będzie robił swoje.
P.S. Życzę odpoczynku 🙂 i gratuluję
No, masz rację. Wiem, że nie muszę widzieć owoców. Ale nie zmienia to faktu, że bym chciał. A brakuje mi tu cierpliwości.
Też marzę o tym żeby się wyspać i w ogóle odpocząć. Na razie będzie z tym trudno. Jestem mamą 4-miesięcznego Jasia i dwóch nastolatków. Czekam na rozpoczęcie roku szkolnego i pewien rytm tygodnia. Chlopcy pójdą do szkoły może wtedy trochę odetchnę. Życzę Księdzu dużo sił na nadchodzący rok szkolny. Jestem Księdzu wdzięczna za slowa wypowiedziane z mocą. Od tej pory moje życie się zmieniło. Chwała Bogu
Witam Księdza
A ja trzy dni temu wróciłam z Kursu Jan i żyję w zupełnie innej rzeczywistości !!!
Piękny. Intensywny. Za krótko jak dla mnie…
A to wszystko „przez” 🙂 Księdza . DZIĘKUJĘ bardzo bardzo.
Tak sobie myślę, że Pan Bóg z nieba wg mnie mając poczucie humoru uśmiecha się
nad nami „człowiekami” widząc ile łaski musi w nas wlać, żebyśmy mogli postawić pierwszy
pewny krok ku Niemu. Amen
Cieszę się. Szkoda, że nie z nami na Janie;-). Ale może następny kurs razem przeżyjemy. Warto iść dalej.