Zerwanie z grzechem a przebaczenie

Pewno tym wpisem Ameryki nie odkryję. Ale jakoś tak mnie naszło w ostatnich dniach. Pojawia się refleksja w kwestii grzechów nałogowych, które są formą ucieczki od świata i rzeczywistości – np. grzechy nieczyste, ucieczka w świat wirtualny itp. Pojawia się pytanie, dlaczego człowiek, który realnie chce zmienić życie, przychodzi do spowiedzi i chce z takim grzechem zerwać, często jednak do niego wraca?

Oczywiście – łatwo powiedzieć – nałóg, przyzwyczajenie (nieraz nazywane drugą naturą). Ale to sprawy nie rozwiązuje. Przecież Pan Jezus jest wszechmogący. Sakrament pokuty i pojednania jest uznany jako jeden z dwóch (obok namaszczenia chorych) sakramentów uzdrowienia. A w sakramencie działa osobiście Pan Jezus. Czyżby Pan Jezus nie był w stanie sobie poradzić z grzechem i nas z niego uzdrowić/uwolnić po jednej spowiedzi? Jak najbardziej może. Ale dlaczego nie często się to dzieje?

Kolejna oczywistość, to kwestia decyzji człowieka. Jeśli człowiek tak naprawdę nie chce zerwać z grzechem, a przychodzi do spowiedzi, bo tak wypada, albo bo się boi śmierci, to może nie wystarczyć do uwolnienia. Wszak, jak się czyta opisy uzdrowień z Ewangelii, bardzo istotna jest wiara człowieka i wejście w relację z Bogiem, który jest miłością. A to wszystko musi się przełożyć na (wręcz) nienawiść do grzechu. I świadomość, że trzeba zerwać z tym grzechem. Nieraz wyznacznikiem tego, czy człowiek chce zerwać z grzechem, może być obserwowanie reakcji zaraz po grzechu. Jeśli człowiek po upadku, przed następną spowiedzią, pozwala sobie na kolejne grzechy – nieraz w dużych ilościach – z nastawieniem, że i tak jest w grzechu i musi pójść do spowiedzi, więc nie ma różnicy, czy będzie jeszcze grzeszył, czy nie, to jest pewne podejrzenie, że dla takiego człowieka grzech jest czym, czego on chce. A zerwanie z grzechem jest czymś, co jest tylko pewnym trudem i niechęcią. A zatem pytanie, na ile taki człowiek realnie chce z grzechem zerwać i wrócić do Boga, a na ile mimo wszystko woli z grzechów korzystać. Tak swoją drogą, to ten opisany w ostatnich zdaniach mechanizm podchodzi pod grzech przeciwko Duchowi Świętemu. A w takim razie może powodować trudności w otworzeniu się na łaskę pojednania z Bogiem.

No dobra… ale powiedzmy, że człowiek żyje wiarą, realnie walczy z grzechem, nie trwa w grzechu, tylko szybko idzie do spowiedzi. I czemu w takim razie w kółko upada? Pierwsza odpowiedź to taka, że mamy naturę skażoną grzechem. I grzechy – mniejsze lub większe – będą się nam przytrafiać do momentu śmierci. Co najwyżej może nam się udać je zminimalizować i zerwać z grzechami ciężkimi. Druga odpowiedź to taka, że Bóg jest nad tym wszystkim. I jeśli by chciał, to mógłby nas uwolnić w jednej chwili. A to, że tego nie czyni, wynika z tego, że albo ma jakieś inne plany, albo po prostu „nie bardzo może” to zrobić. To ostatnie zdanie jest chyba dosyć kontrowersyjne. Bo można by wywnioskować, że planem Boga jest, abyśmy grzeszyli, albo, że nie jest wszechmogący. Rzecz jednak sprowadza się do kwestii woli człowieka i współpracy z Bogiem. Nieraz nie doświadczamy uwolnienia od grzechu, bo nie ma w nas odpowiedniego nawrócenia. Bóg pragnie każdego z nas zbawić. Wie jednak, że jest jedynym Zbawicielem i jeśli odejdziemy od Niego, możemy się pogubić, bądź wręcz pójść ku potępieniu. Dlatego też ważna praca nad sobą, wzrastanie, podnoszenie się. Ale i jednocześnie dojście do momentu realnej relacji z Bogiem. Do tego trzeba czasu i determinacji. Nieraz nie doświadczamy łaski uwolnienia z grzechu zbyt szybko, abyśmy zbyt szybko tego nie zlekceważyli. Znam ileś osób, które szybko poradziły sobie z grzechem, ale potem wpadły w jeszcze gorsze grzechy, które tak naprawdę były kumulacją budowanego na sobie (a nie na Bogu) powstrzymywania się od grzechów poprzednich.

Ale kwestią, która tak naprawdę była powodem napisania tego wpisu na blogu, jest kwestia przebaczenia. Często to, co nam nie bardzo pozwala doświadczyć uwolnienia od grzechu, to nasze zranienia i brak przebaczenia. Pan Jezus mówi, że jeśli nie przebaczymy naszym winowajcom, to i Ojciec niebieski nam nie przebaczy. To zdanie można próbować rozumieć tak, że Bóg się mści za nasze nieprzebaczenie. To jest absolutna nieprawda. Jednakże prawdą jest to, że nasze nieprzebaczenie nie bardzo dopuszcza do nas łaskę przebaczenia ze strony Boga. Czyli Bóg przebacza, a my tego nie doświadczamy, bo nosimy w sobie wiele drzazg w sercu, które przesłaniają to Boże przebaczenie. I to te „drzazgi” powodują, że nasze serce krawi i szuka ukojenia w różnego rodzaju ucieczkach, które często stają się nałogami. Człowiek ucieka od prawdziwej miłości, a idzie ku miłostkom. Zamiast kochać sercem, to kocha ciałem. Zaspokaja swoją fizyczność przez grzechy nieczyste, przez obżarstwo, przez skupiania się na swoim wyglądzie. W jego głowie jest wiele bolących myśli, więc woli je zagłuszać głośną muzyką, strasznym, albo pornograficznym, filmem, czy też grać w grę na komputerze, która pozwoli mu zapomnieć o tym, co go boli. Albo sięga po używki, które go odstresują. Sięga po okultyzm, nieraz jako rozrywkę, pójście na skróty. Szuka akceptacji w sektach. Nosi w sobie poczucie niższości i woli podejmować wyzwania (chociażby pobijanie rekordów w grze), albo walczy o jak największą liczbę lajków na fejsbuku, by czuć się dowartościowany. Ale cały czas nie przynosi mu to uspokojenia, więc szuka czegoś więcej. Nowszych doznań, większych dawek narkotyków, mocniejszych scen seksualnych, a także i bardziej wyuzdanej cielesności – nie tylko masturbacja, ale seks z dziewczyną/chłopakiem, z kolejnymi partnerami, z osobami tej samej płci, z dziećmi, zwierzętami itd.

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że świat lansuje sprawę, że to wszystko jest normalne, że tak trzeba żyć i akceptować to. A tak naprawdę lekiem na to wszystko jest zerwanie z grzechem i brakiem przebaczenia. Przy czym nie chodzi tu o samo słowo przebaczam (nawet w imię Jezusa), chociaż jest to kluczowe, a jednocześnie bardzo trudne. Bardzo często trzeba poszukać tego, co konkretnie przebaczam. Znaleźć to wszystko, co mi ktoś zrobił, co mi zabrał, czego nie dał, co powiedział. Nieraz ta praca jest bardzo żmudna i trudna. Dlatego warto to robić w towarzystwie osoby doświadczonej – psychologa lub kapłana – pamiętając o oddawaniu tego wszystkiego Bogu tam, skąd najpełniej płynie dla nas nauka przebaczania. Jezus nauczył nas przebaczać na krzyżu i tak właśnie mamy żyć. Łączyć swój życiowy krzyż z krzyżem Jezusa i u Jego stóp te rany i trudności składać.

Ważną i trudną sprawą jest przebaczenie samemu sobie. To chyba jest najtrudniejsze, a jednocześnie bardzo często najważniejsze. Mamy do siebie różne żale, ludzie nam różne rzeczy wmówili, mamy wrażenie, że jesteśmy do niczego, że jesteśmy niegodni łaski Bożej. I nieraz grzech jest pewnego rodzajem karceniem siebie, zagłuszaniem swojego sumienia. To też trzeba wszystko oddać Bogu pod krzyż, by móc usłyszeć słowa Jezusa, który także za nas modli się do Ojca: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ważne też, aby przebaczyć sobie popełniane obecnie i w przeszlości grzechy.

Proces przebaczania jest długi i trudny. Ale trzeba go przejść. Bo tylko w ten sposób możemy wyjmować z naszego serca drzazga pod drzazdze. A modlitwa za naszych winowajców powoduje, że te rany mogą się zabliźnić. Serce mniej krwawi, a my potrafimy piękniej kochać i nie musimy kolejny raz uciekać w nasz grzech.

Tyle tylko, że pewno wtedy wejdziemy na inny etap zbliżania się do Boga i możemy mieć inne grzechy. Które może nie są aż takie ciężkie jak poprzednio, jednakże nadal ranią Boga i psują z Nim relację. Ale to mimo wszystko inna wiara i inne grzechy.

3 komentarze do “Zerwanie z grzechem a przebaczenie

  1. jewka

    Wyjmowanie drzazgi po drzazdze ze swojego serca OKROPNIE boli…to jest fizyczny ból (łzy, szloch, kołatanie serca) i takie tam człowiecze emocje…
    A gdy się to już przejdzie jest…jeszcze gorzej, bo następuje ból duchowy…otwierasz się na to, żeby Pan Jezus przytulił cię do Swoich ran…do tych rąk przybitych na krzyżu które uzdrawiały… i wtedy odkrywasz miłość tak wielką, że Jej nie pojmujesz, a jednocześnie czujesz, że Ona jest, że wystarczy tylko umieć Ją przyjąć, a wtedy, gdy się na Nią otworzysz jest tylko wolność, radość i pokój. Amen.

    Odpowiedz
  2. Justyna

    Spowiadałam się dzisiaj. Bardzo płakałam. Kapłan powiedział mi, że zapewne nie przebaczyłam sobie. Za pokutę dał mi modlitwę z prośbą o światło. To światło przyszło przez ten Księdza wpis na blogu. Dziękuję, że napisał Ksiądz o przebaczeniu. Napisał Ksiądz z mocą. Niby to wiedziałam, a dopiero teraz do mnie dotarło. Chwała Panu!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.