Chyba czas najwyższy wrócić do swojego bloga. Nie wiem, na jak długo. Ale może lada moment będzie prościej. Widać już światło w tunelu intensywnego czasu w tym roku. Już za 2 tygodnie powinienem mieć pierwszy w tym roku kalendarzowym dzień wolny. Tzn. taki dzień, gdy po porannej Mszy św. i godzinie spowiadania będę miał kilkanaście godzin wolnego, nie licząc nocy.
Odniosę się jednak do tytułu tego wpisu. W tym tygodniu poczułem sporą ulgę. Gdzieś wewnetrznie od kilku miesięcy żyłem pod sporą presją. Nawet nie zawsze mocno uświadomioną, ale jednak. Presja była związana z prowadzeniem przeze mnie i naszą wspólnotę rekolekcji szkolnych. Jakoś to przeżywałem, jakoś nie chciało iść. Przypomnę, że początkowo mieliśmy prowadzić rekolekcje w gimnazjum, w którym uczę. Jednakże żadne sensowne pomysły nie chciały się pojawiać. Tzn. było ileś pomysłów, ale niewystarczająco dużo takich, które by mi serce zaakceptowało. Miałem przekonanie, że chyba czegoś innego chce Bóg.
I chyba to się potwierdziło. Bo okazało się, że osoba, która miała początkowo prowadzić rekolekcje w liceum, jednak tego nie zrobiła. Dowiedzieliśmy się o tym stosunkowo niedawno. I po nieskutecznym szukaniu nowego rekolekcjonisty, pojawił się pomysł, że ja ze wspólnotą poprowadzimy te rekolekcje, natomiast w gimnazjum poprowadzi ksiądz, który uczy w liceum, wraz z diakonią ewangelizacyjną Oazy.
Tamta decyzja przyniosła mi pewien pokój ducha. Ale trzeba było jeszcze coś wymyśleć, przygotować i przeżyć. W międzyczasie prowadziłem rekolekcje w liceum plastycznym. I wszystko na to wskazuje, że był to dobry i owocny czas. Kilka osób po tych rekolekcjach przyszło do nas do wspólnoty. I w sumie można było te same rekolekcje poprowadzić w liceum im. Słowackiego, w którym ostatnio prowadziliśmy. Jednakże na modlitwie przyszło takie słowo poznania, by dużo mówić o przebaczeniu. I w pewnym sensie obecne rekolekcje były elementami poprzednich rekolekcji, przemieszane z rozwiniętą tematyką przebaczenia.
Ale nie zmienia to faktu, że presja była. Jak to przygotować, co powiedzieć, jak dotrzeć, jak to do ludzi trafi itp.? Teraz, gdy te rekolekcje się zakończyły, mogę odetchnąć z ulgą. Szczególnie dziś, gdy w naszej parafii zakończyła się ostatnia tura różnych rekolekcji, kórych w tym roku było blisko 10. (Dorośli, studenci, różne szkoły, nie licząc różnych rekolekcji grupowych i wspólnotowych). Przed nami jeszcze nadal intensywny czas – łącznie z nocą konfesjonałów w przysżłym tygodniu. Ale już nie czuję aż takiej presji, że muszę to, czy tamto przygotować. (No może poza jutrzejszą Mszą św. z modltiwami o uzdrowienie i uwolnienie). Jeszcze trochę i będzie można odrobinę odpocząć. A gdy do tego dodać, że nasza wspólnota coraz bardziej się rozwija – co tydzień, ostatnio, przychodzi ktoś nowy – i za nami pierwsze poważniejsze wspólne działanie ewangelizacyjne (nie licząc kursów Nowe Życie oraz Mszy św. o uzdrowienie i uwolnienie) – to trzeba się cieszyć. Bo jeśli to, co jest bliskie sercu, rośnie i rozwija się – to jakże się nie cieszyć i nie dziękować Bogu?
Wierzę, że ten czas, który był i jest trudny – lada moment przemieni się w radośniejszy i spokojniejszy. Dlatego też i ja jestem spokojniejszy. I dlatego udało się znaleźć chwilę, by coś napisać. Może niedługo coś znowu będzie. Bo jednak ileś pomysłów miałem. Tylko nie miałem siły się zebrać. Ale może niebawem, jak sobie coś przypomnę, to jednak napiszę.