Ten wpis za mną „chodzi” od 1,5 miesiąca. A dokładniej od 7. niedzieli zwykłej, która była 19 lutego. Wtedy to w Ewangelii słyszeliśmy m.in. słowa: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). Ale w sumie nie do końca o te słowa mi chodzi. Bardziej o wcześniejsze: „Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.”
Zanim dojdę do tego, na co zwróciłem uwagę i czym chcę się podzielić, to nawiążę do pewnych refleksji, które kiedyś słyszałem o tej Ewangelii. Jezus wzywa, aby iść dwa tysiące kroków z tym, kto zmusza Cię, aby iść tysiąc. I to jest bardzo dobre podejście. Bo oto po tysiącu kroków role się zmieniają. To nie Ty jesteś zmuszany, ale człowiek, który Cię zmuszał, w pewnym sensie wpada we własne sidła. Myślał on, że Cię zgnoi, zamęczy itp. A jednak Ty nie tylko nie dajesz się zgnoić, co pokazujesz drugiej stronie, że to przeciwko niemu obraca się jego działanie. To niemalże ten sam wydźwięk, co w sytuacji Jezusa mówiącego: „kto mieczem wojuje, od miecza ginie” oraz św. Pawła, który pisze: „nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Nie ma co się poddawać. Trzeba robić swoje. I nie dać odczuć poczucia bycia zniewolonym tylko dlatego, że ktoś inny tak chce. W sercu każdy człowiek – nawet opętany – jest zawsze wolny. Bo „ku wolności wyswobodził nas Chrystus”. A w niewolę może wpaść przede wszystkim przez własny grzech, bądź brak przebaczenia. A nie przez to, że ktoś go do czegoś zmusza.
Ale wróćmy do mojej refleksji sprzed 1,5 miesiąca. Jeśli Jezus mówi, że mamy tak robić, jak wspomniałem na początku (iść dwa tysiące kroków, odstąpić płaszcz itp.), a potem dodaje, że mamy być doskonali, jak Ojciec niebieski. To znaczy, że właśnie taki jest Bóg. To On jest tym, który, gdy Go zmuszamy, idzie nie tylko tysiąc kroków, ale dwa tysiące.
Dosyć widoczne jest to w „targowaniu” się Abrahama z Bogiem o Sodomę i Gomorę. Bóg chce zniszczyć dwa miasta, w którym ludzie żyją bardzo niemoralnie (przede wszystkim chodzi o rozwiązłość seksualną – grzechy sodomskie). Ale Abraham wie, że w tych miastach żyje jego bratanek, Lot, z rodziną. Dlatego też Ojciec Mnóstwa Narodów chce ocalić miasto – głównie myśląc o Locie. I próbuje się targować z Bogiem:
-jeśli w mieście jest 50 sprawiedliwych, to czy zniszczysz to miasto?
– nie zniszczę
– a jeśli 45….? a jeśli …? a jeśli…? itd.
I tak Abraham dochodzi do liczby 10, a potem odpuszcza. Bóg na wszystko się zgadza. Tylko zaprasza do dalszego dialogu – w pewnym sensie do dalszej drogi. Tylko drogi już na Bożych warunkach.
Bóg jest gotowy każdemu z nas wiele rzeczy dać. Niemalże wszystko, o co Go będziemy prosili. Tyle tylko, że po spełnieniu naszej prośby, Bóg wie, że trzeba abyśmy poszli dalej – według Jego planów. I tu często pojawiają się problemy. Bo człowiek nie jest w stanie zrobić tego, co byłoby równoważne temu, co od Boga chce uprosić. I dlatego się poddaje. Abraham poddał się w swoim targowaniu. Bo zobaczył, że to, o co prosi, staje się irracjonalne. Nawet po ludzku nie do uniesienia.
Wielu ludzi ma pretensje do Boga, że tego, czy tamtego nie daje. Tylko często nie zdajemy sobie sprawy, jak trudny byłby dla nas ten drugi tysiąc kroków. Wiem z doświadczenia, że gdy dobre i Boże rzeczy się dzieją, często zaraz jest jakaś kontrreakcja szatana, który próbuje nas zgnoić. Wiele świętych ludzi czyniło różne cuda, ale niemalże chyba każdy z nich cierpiał – czy to fizycznie, czy psychicznie. I to, że nieraz nie dostajemy od Boga, jest właśnie wyrazem Jego troski o nas. On wie w jakiej sytuacji byśmy sobie nie poradzili z tym drugim tysiącem kroków. I dlatego nie daje nam wszystkiego, czego sobie życzymy.
Bóg jest tym, który na nasze wymagania kroczenia tysiąca kroków, jest gotowy z nami pójść i dać to, o co prosimy, ale z miłości do nas, nieraz ochrania nas, byśmy w konsekwencji nie musieli iść kolejnego tysiąca kroków, bo byśmy sobie nie poradzili. I dlatego nie zawsze dostajemy to, o co prosimy. Jeśli jednak usilnie prosimy Go w pewnej intencji, daje nam Ducha Świętego, abyśmy umieli, jak Abraham, uznać, że ta intencja nie koniecznie jest dobra i zgodna z Wolą Bożą, a Bogu warto zaufać.
Warto było dłłłłłłługo czekać i być cierpliwym, żeby przeczytać ten wpis – dziękuję Księdzu
Tak mi się wydaję, że my mamy problem z tym „targowaniem” się z Panem Bogiem.
Jakiś czas temu pewien ksiądz opowiedział dowcip na ten temat, ale moim zdaniem zawiera on dużą dozę prawdy .
„Pewna świecka kobieta żarliwie modliła się w kościele: Panie Boże jeżeli będziesz mi błogosławił to będę chodziła w niedzielę na Mszę św. będę się modliła rano i wieczorem i przyrzekam Ci wybrać sobie nudnego,starego, brzydkiego przewodnika duchowego”.