W sumie ten wpisł powinien był się pojawić wczoraj. Ale z jednej strony miałem sporo zajęć. A z drugiej nie chciałem pewnych rzeczy zdradzać, przed ogłoszeniem na spotkaniu Wspólnoty.
Od kilku tygodni w dni powszednie czytane są fragmenty Ewangelii wg św. Marka. Wczoraj natomiast doszliśmy do 8. rozdziału tejże Ewangelii. To sam środek całej Księgi – w związku z tym, że łącznie rozdziałów jest 16. Jezus spotyka się z uczniami pod Cezareą Filipową. To chyba najbardziej wysunięte miejsce na północ, w którym Jezus przebywał. Ani wcześniej, ani później już tak daleko od Jerozolimy nie był. Po licznych cudach i znakach, które mogły potwierdzać moc Jezusa, nasz Zbawiciel robi pewien egzamin uczniom. Pyta, za kogo uważają Go ludzie oraz za kogo uważają Go sami uczniowie.
Można zatem stwierdzić, że te kluczowe pytania pojawiły się w samym centrum Ewangelii w wyjątkowym miejscu geograficznym. I tam właśnie było wyznianie Piotra. Można stwierdzić, że Jezus dał się już poznać jako Mesjasz, Syn Boży, Bóg. I dopiero wtedy Jezus przechodzi do drugiego etapu swojej działalności. Zapowiada swój krzyż. A także zapowiada (o czym słyszymy już w dzisiejszej Ewangelii), że uczniowie Jezusa też mają dźwigać krzyż.
Umiejscowienie pytania Jezusa w takich okolicznościach prowadzi do kilku wniosków. Przede wszystkim taki, że trudno zrozumieć i przyjąć cierpienie Jezusa, a także konieczność dźwigania krzyża w oderwaniu od boskości Jezusa. Bo jeśli wierzymy, że Jezus jest Bogiem, to znaczy, że to wszystko, co robi ma sens. Nawet, jeśli po ludzku wydaje się być sensu pozbawione. Bóg wie, co robi. I nawet jeśli się komuś wydaje coś głupie, czy niedorzeczne, to warto Jemu zaufać.
Kolejny wniosek, to sprawa taka, że jeśli Jezus nie byłby Bogiem, to rozważanie męki Jezusa jest tylko opisem jakiegoś wyniszczenia. Wręcz jakiejś katastrofy – brutalnie zakończonej kariery. I myślę, że w zbliżającym się okresie Wielkiego Postu, nabożeństwa pasyjne (np. Drogę Krzyżową i Gorzkie Żale) powinniśmy przeżywać, jak realizację Bożego planu, nawet jeśli sposób jego realizacji jest straszny. A dlatego jest straszny, bo straszne są konsekwencje grzechu człowieka, oddzielającego nas od Boga. Męka Jezusa jest wyrazem „szalonej” miłości Boga do człowieka. A wyrazem tego „szaleństwa” jest najbardziej haniebna śmierć – na krzyżu.
Pan Jezus, gdy został uznany jako Mesjasz zaczął nowy etap swojej misji. Zaczyna zdążać na południe – do Jerozolimy. Momentami tak szybko w tę stronę idzie, że nie nadążają za Nim uczniowie (por. Mk 10). Bo wie, po co przyszedł na świat. Chrześcijanin po uznaniu Jezusa jako Pana, Zbawiciela i Mesjasza też powinien zacząć nowy etap życia, w którym realizuje misję daną przez Boga. Tą misją jest przede wszystkim walka o zbawienie wszystkich ludzi.
Oj… rozpisałem się długo. A nie doszedłem do pewnych rzeczy ze mną związanych. Mam wrażenie, że ja też, tak jak Jezus i uczniowie we wczorajszej Ewangelii jestem w jakimś przełomowym momencie. W sobotę mija 40 dni od momentu, gdy kolejny raz powiedziałem Jezusowi „tak”. Gdy zaczęło się coś, co było (i jest) moją pustynią. Czyżby ten czas się kończył? Nie wiem. Chciałbym, żeby tak było. Tydzień temu poczułem natchnienie, by odmawiać nowennę do Ducha Świętego. Jutro zakończę. Ale widzę, że Bóg mnie otwiera na Jego łaski. Jeszcze przed nowenną zacząłem zauważać, że trochę wzrosła moja wrażliwość na drugiego człowieka. Co oczywiście nie znaczy, że jest ze mną zupełnie inaczej niż kiedyś. I całkowicie nie znaczy, że ludzie teraz mogą ode mnie uzyskać wszystko, co chcą. Bo szacunek do drugiego człowieka idzie w parze z szacunkiem do siebie. Jeśli przykazanie miłości mówi: „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, to jeśli nie potrafimy siebie szanować, to i innych, na dłuższą metę, szanować nie będziemy. Dlatego moja wrażliwość na drugiego człowieka idzie w parze z większym dystansem do różnych spraw.
Zbliżając się do końca obecnego wpisu jednak napiszę o tym, co nowego :). Okazuje się, że nie będziemy prowadzić rekolekcji w gimnazjum, a mamy poprowadzić w Liceum Słowackiego. To dla mnie dobra wiadomość. Od kilku tygodni zupełnie nie chciały iść przygotowania do rekolekcji w gimnazjum. Coś mi mówiło, że Bóg chce jakiegoś innego rozwiązania. Być może nawet do poddania się w tym zadaniu. Jednocześnie osoba, która miała poprowadzić rekolekcje w liceum, musiała zrezygnować z poprowadzenia. Ostatecznie w gimnazjum, w któym uczę rekolekcje poprowadzi Diakonia Ewangelizacyjna Oazy wraz z moim sąsiadem – ks. Grzegorzem. A ja wraz z częścią mojej SNE poprowadzę w liceum, w którym uczy ks. Grzegorz.
Z innych planów: Szykuje się wspólnotowe przygotowanie i poprowadzenie Drogi Krzyżowej w parafii. Kwietniowa Msza św. z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie jest przeniesiona na 8 kwietnia, co pozwoli naszej Wspólnocie przejąć w tamtym miesiącu przejąć kurs Emaus. (To także zmiana względem wcześniejszych planów). I… to chyba jeszcze nie wszystko nowe. Ale może rzeczywiście coś nowego się zaczyna. Nie nakręcam się na to. Jeśli tak będzie, to dobrze. A jeśli Bóg nadal będzie mnie prowadził krętą i niełatwą drogą do celu, to wierze, że Bóg wie, co robi. I trzeba to zaakceptować.
Jakoś tak nieporadnie napisałem ten tekst. Ale po wczorajszym miłym wieczorze, gdy Wspólnota urządziła mi wspaniałą urodzinową niespodziankę, jestem mało wyspany. I tak to się układa.
Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica.
Prosze ksiedza, niech Ksiadz bedzie szczesliwy z tego ze moze tak pieknie sluzyc Bogu i ludziom , ze jest Ksiadz przy ludziach ktorzy rowniez Bogu sluza, bo sa tacy ktorzy chca Bogu sluzyc , chca byc jak najblizej Boga, chca miec ludzi wierzacych kolo siebie, a zyja jak baranki wsrod wilkow, ludzie ktorych dzialanie i modlitwy zdaja sie byc bezsensowne, dla ktorych dzien jest bitwa, a modlitwa ukojeniem i przerywnikiem w tej walce, ktorzy szukaja a nie znajduja, pomimo tego walcza dalej, do utraty tchu.
Tacy ludzie nie maja czasu na myslenie czy inni moga czy nie moga od niego uzyskać wszystkiego czego chca, poniewaz jesli zechca zabiora to sila, a jednak miluja blizniego jak siebie samego – tylko dzieki lasce Pana Boga.
Mysle ze jesli jestesmy zyciem i sercem oddani Panu Bogu,zyjemy w lasce uswiecajacej i w pelni oddajemy sie jego woli,(czasami mysle ze to juz duzo znaczy jeslli bardzo chcemy oddawac sie jego woli) wszystko co sie nam przytrafia, o czym myslimy, jakie mamy plany, jak sie sprawy dzieja, doslownie wszystko pochodzi od Boga, lub z dopustu bozego, dlatego po ludzku mamy prawo sie bac, ale po bozemu to wlasnie tak jest idealnie.
Pozdrawiam serdecznie i z szacunkiem.
Pokoj i dobro.
O.P.