Zastanawiałem się, od czego zacząć pisać na tym blogu po wakacyjnej przerwie.Tak na marginesie, to ja w sumie już od kilku tygodni pracuję na parafii, a jednocześnie w nadchodzącym tygodniu jeszcze jadę na pewne rekolekcje związane ze Szkołą Nowej Ewangelizacji. Więc trudno stwierdzić, kiedy u mnie jest (będzie) ten koniec wakacji/urlopu.
Chciałem napisać o spowiedzi i moich spostrzeżeniach, jak nieraz ludzie dziwnie do tego sakramentu podchodzą. Ale to może kiedy indziej. Dzisiejsza Ewangelia (podobnie jak i w kilka ostatnich niedziel) mówi dużo o Eucharystii. Kilka zdań z dzisiejszej perykopy, to jedne z najczęściej przeze mnie cytowanych. Ale już nie będę się rozpisywał, jak podejść do stwierdzenia Jezusa, że kto nie spożywa Jego Ciała, nie ma życia w sobie. To, co tu napiszę raczej się wiążę z opuszczaniem niedzielnych Mszy św. – np. z powodu urlopu.
Kiedyś słyszałem (chociaż nie wiem, czy to jest prawda, ale czasami o tym mówię), że w pierwszych wiekach Kościoła, gdy ktoś nie był cztery razy (z rzędu) na niedzielnej Mszy św. bez bardzo ważnego powodu, zostawał ekskomunikowany (czyli wyłączany ze wspólnoty Kościoła). I to nie tak, że biskup ogłaszał dekret ekskomuniki. Człowiek sam siebie ekskomunikował. Po prostu pokazywał dobitnie – tak sobie, jak i wspólnocie Kościoła, że obietnica życia wiecznego (o której Jezus mówi chociażby w dzisiejszej Ewangelii) nie jest dla niego taka istotna.
Po takiej ekskomunice, jak się nie mylę, gdy ktoś jednak chciał wrócić na łono Kościoła i czerpać z darów Bożych, musiał się zwracać do biskupa i oficjalnie, po odbyciu pokuty (najczęściej publicznej) mógł wrócić.
Nie wiem do końca, czy rzeczywiście tak było z tą ekskomuniką. Nie znalazłem o tym informacji. Ale tak sobie myślę, że może by się taka przydała, także i teraz. Boli mnie, gdy ludzie nic sobie nie robią z niechodzenia do kościoła. I przychodzą po długim czasie, jakby nic się nie stało. A czasami mają pretensję, że skupiam się na ich nieobecnościach na Mszy św. a nie na innych ich problemach (np. takich, które są dla nich ważne, ale w ogóle nie są grzechem). Być może gdyby wiedzieli, że notoryczna nieobecność na Mszy św. jest naprawdę problemem, to by inaczej podeszli do tego. Oczywiście boję się, że ileś ludzi w ogóle dałoby sobie spokój z wiarą. Więc może lepiej, że jest jak jest. A mi pozostaje pouczać i rozgrzeszać, mając cichą nadzieję, że może coś do nich dotrze. Ale nie ukrywam, że podejście wielu takich ludzi naprawdę mnie boli. Tylko uświadamiam sobie, że zapewne jeszcze bardziej boli Jezusa, który, by dać nam Eucharystię, jako pokarm potrzebny do życia i zbawienia, umarł za nas na krzyżu.
Jaki dobry i miłosierny jest ten nasz Pan!
Jezus powiedział św. Faustynie „O jak Mi smutno, że dusze nie poznały Miłości. Obchodzą się ze Mną, – jak z czymś martwym” (Dz1385). Te słowa dotyczą przyjmowania Komunii świętej przez ludzi, którzy nie zwracają uwagi na Jezusa ukrytego pod postacią chleba. Po przeczytaniu wpisu Księdza przyszło mi na myśl, że Pan zapewne mówi podobnie jak Ksiądz: „O jak Mi smutno, gdy ludzie nic sobie nie robią z niechodzenia do kościoła.” Tylko że oni właśnie nie poznali Miłości – Miłości Ukrzyżowanej, Miłości Miłosiernej… Oni potrzebują nawrócenia. Bez nawrócenia mogą chodzić do kościoła, kiedy im pasuje (bądź nie chodzić) i nie robi im to różnicy. Moja droga nawrócenia wydaje mi się długą drogą, a na samym początku odczuwałam działanie Jezusa w moim życiu zupełnie bez powiązania z Eucharystią. Nie miałam pojęcia, co wydarza się podczas każdej Mszy świętej… Aż tu pewnego razu usłyszałam wewnętrzny głos, który mówił: „Ja jestem” i nagle odkryłam obecność Pana na ołtarzu w czasie Mszy świętej. Bóg ma różne sposoby, by dać się poznać ludziom. Wierzę, że ktoś się za mnie modlił, dlatego poznałam tę Miłość. Módlmy się o liczne nawrócenia, bo Miłość czeka…
Jan Józef Lataste francuski kapłan i dominikanin pisał: „Eucharystia, sakrament miłości jest jak lekarstwo niszczące jad zła, sadzawka do obmycia ran duszy, balsam by je uleczyć, lek do odzyskiwania sił i odwagi jakiej potrzebujemy.”
A tymczasem Księże Jacku najlepsze życzenia z okazji imienin:)
Błogosławieństwa od Boga i opieki Świętego Patrona.
Dziękuję za pamięć i życzenia.
Dołączam się do życzeń 🙂 Niech dobry Bóg zawsze ma Księdza w opiece, a Maryja okrywa Księdza swym płaszczem! Życzę Księdzu wypełniania woli Bożej z radością w sercu, potrzebnych darów Ducha Świętego oraz dużo Miłości – i tej otrzymywanej, i tej dawanej innym 🙂 Wszystkiego dobrego z okazji imienin!
Tobie oczywiście też dziękuję. 🙂
W pierwszych wiekach nie bylo jednego budynku z napisem kosciol.Chrzescijanie zbierali sie gdzie mogli,zazwyczaj katakumby czy tez z dala od miasta.Ale to ksiadz zapewne wie.Ale z tym chodzeniem do kosciola to prawda,jak mozna mowic ze jest sie chrzescijaninem(katolikiem) a nie utrzymywac kontaktow ze swoja spolecznoscia i Bogiem,wybierajac np.zakupy czy spanie przez caly dzien.A potem obrazeni na swoj koscol szukaja wyjscia awaryjnego u ewangelikow.