Wczoraj pisałem o roli Maryi (i religii rzymskokatolickiej) w historii Polski i w kwestii wolności. Ale dziś przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl o podobnym wydźwięku.
Byłem dziś w Niepokalanowie. Tam na ścianie jest fresk (malowidło, a może mozaika?) przedstawiający Chrzest Polski z 966 roku. I tak sobie uświadomiłem (a dokładniej przypomniałem, bo chyba gdzieś słyszałem), że tak naprawdę o Polsce, jako o kraju i o Polakach, jako narodzie, można mówić właśnie od momentu Chrztu Polski. Przed tamtym wydarzeniem nie było naszego kraju. Były pewne plemiona, ale to była zupełnie inna sprawa. Dopiero wprowadzenie chrześcijaństwa dało początek naszej państwowości. To ówczesny książe Mieszko I, jest uznany jako pierwszy władca Polski. A jego syn, Bolesław Chrobry, został pierwszym królem Polski.
Jaki stąd wniosek? Nie da się mówić o Polsce bez chrześcijaństwa. Ktoś, kto próbuje oderwać nasz kraj i nasz naród od religii chrześcijańskiej, wiary, a także sumienia, odrywa nas także od naszych korzeni. Tak samo, jak trudno sobie wyobrazić żywe drzewo po odcięciu od korzenia, tak samo trudno sobie wyobrazić Polskę i nasz naród (żyjący i wolny) odcięty od chrześcijaństwa i jego wartości.