Wczoraj byłem na PGE Narodowym, by wraz z dziesiątkami tysięcy uczestników spotkać Jezusa. Jednakże moja obecność na trybunach stadionu, czy płycie głównej, ograniczyła się do kilkunastu minut na początku i kilkunastu minut w okolicach pierwszej przerwy, gdy poszedłem kupić i wypić kawę. Ja, wraz z kilkoma bliskimi osobami, byłem na tym samym stadionie, ale zupełnie gdzie indziej. Chciałbym jednak podzielić się refleksjami z tego czasu.
Podobnie, jak cztery lata temu, posługiwałem jako egzorcysta w części konferencyjnej stadionu. Moje (nasze) zadanie było być w gotowości w sytuacjach awaryjnych, kiedy w trakcie modlitw pojawiały się jakieś manifestacje, bądź wiele wskazywało na potrzebę interwencji egzorcysty. Na szczęście zanim ludzie do mnie docierali, musieli przejść przez pewnego rodzaju „sito” wolontariuszy. Było to potrzebne, bo iluś ludzi po prostu nastawiło się, że poprosi egzorcystę o modlitwę. A nie takie było moje zadanie. Byłem trochę jak ratownik medyczny, który w sytuacji kryzysowej interweniował, a w przypadku szukania podstawowej informacji medycznej, raczej zachęcał do odwiedzenia normalnego lekarza, bądź specjalisty w swoim środowisku. Warto też mieć świadomość, że na głównym hallu wokół trybun stały specjalne grupki posługujące modlitwą wstawienniczą.
Ostatecznie dotarło do mnie kilka osób – trudno w tej chwili podać konkretną liczbę, ale było tych osób mniej niż 10. Co więcej – większość osób, które się do mnie dostały, tak naprawdę mojej pomocy nie potrzebowały. Ileś osób było już wcześniej u jakichś egzorcystów, ale nic oni nie pomogli, bo tak naprawdę problem był nie w sferze duchowej, tylko emocjonalnej, bądź somatycznej. Osatecznie każda osoba, która u nas była omodlona. Tyle tylko, że czasami zupełnie inaczej, niż oni chcieli. Kilka osób twierdziło, że nie dobrze się pomodliłem, bo nie położyłem rąk na nich. Jakby to tylko od rąk zależało. Sporo ważniejsze jest wiara modlących się, ale jeszcze bardziej osoby omadlanej. Pewna pani od początku przyszła i mówiła, że jest opętana. Tak naprawdę nad nią się najmniej modliliśmy. Bo ona nawet chyba nie słyszała naszej modlitwy po cichu. A wszystko wskazywało na problem psychiczny.
Ktoś może mi zarzucić, że się nie modliłem, że nie dałem tego, po co ludzie przyszli. Ktoś niedawno mi między zdaniami zarzucał, że nie nakładam rąk na każdego, kto chce. Bo trzeba mieć świadomość, że modlitwa, to nie magia. To nie jest tak, że jak ksiądz dotknie, będą cuda, a jak nie, to nie. Modlitwa to też nie wróżka. Jedna z osób była niepocieszona, że ja jej żadnego światła nie przekazałem. Powiedziałem, że ja świateł nie przekazuję, bo mam osoby, które te światła przekazują (zazwyczaj nie ma się wszystkich charyzmatów, ale dobrze, gdy jest wspólnota posługująca innymi charyzmatami).
Chciałbym tutaj jednak podzielić się czymś bardzo ważnym. Od samej modlitwy (szczególnie z nałożonymi rękami), ważniejsze jest pewne rozeznanie. Pan Jezus powiedział, że „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Nie mówił, że modlitwa wyzwoli, tylko prawda. Oczywiście często do tej prawdy jesteśmy doprowadzani przez Ducha Świętego, dzięki modlitwie. Ale bardzo istotne jest to poszukiwanie prawdy. Ważna jest rozmowa, ważne jest pytanie Boga. Mając osoby, które przekazują bardzo trafne światła poznania, mamy ogromną pomoc w szukaniu prawdy o problemie człowieka. Ja też zauważyłem, że chociaż ogólnie nie mam jakichś świateł poznania, to Bóg w inny sposób prowadzi mnie ku rozeznaniu. Często w trakcie rozmowy pewngo rodzaju doświadczenie i „intuicja” nakierowywały mnie na diagnozę, którą była potwierdzana przez światła poznania, bądź odpowiedź danej osoby. Oczywiście, wierzę, że ta intuicja jest też prowadzona przez Boga. I coraz częściej to w sobie zauważam.
Spośród wczorajszym modlitw bardzo się cieszę szczególnie z jednej. Trafiła do nas pewna 17-letnia dziewczyna. W trakcie jednych z modlitw na stadionie, miała manifestacje, zapewne demoniczne. Do pomieszczenia, w którym posługiwaliśmy zupełnie nie mogła wejść, krzyczała, trudno było ją uspokoić. Po kilku chwilach prób rozmowy, wszedł tam jej tata, mówiąc, że ponieważ jego córka jest niepełnoletnia, to on musi przy tym wszystkim być. Intuicja mi mówiła, że tego ojca tam być nie powinno. I prosiłem, by przynajmniej na czas rozmowy, rozeznania nas zostawił, bo może są sprawy, które córka by nie chiała mówić przy ojcu. Ten się nie zgodził nas zostawić. Na szczęście zgodził się, by zawołać matkę dziewczyny, a nas zostawił. Myślę, że z perspektywy modlitwy, dobra była ta intuicja wyproszenia ojca z sali. Dziewczyna ma sporo lepszą relację z matką. Sporo czasu zajęła nam rozmowa z dziewczyną. Miałem dobre intuicje, że są sprawy, którą są pewną jej tajemnicą, do której musi się przyznać. Także dobre były światła poznania. Udało się namówić, nie tylko do wyznania tej tajemnicy, ale by także ta dziewczyna przebaczyła sobie i innym.
Po tym wszystkim podjęliśmy modlitwę nad nią – tym razem z nałożonymi rękami. I co? Żadnych reakcji w trakcie poważnych modlitw. A po modlitwie piękny uśmiech i ogromna radość na twarzy. Trudno stwierdzić, co dalej, ale wygląda na to, że ta rozmowa, to stanięcie w prawdzie, to przebaczenie trudnych rzeczy, przyniosło uwolnienie. Wiem, że w przeszłości iluś egzorcystów się nad tą dziewczyną modliło i nic nie pomagało. I kto wie, co by było, gdybym po prostu przy jej krzykach zaczął odprawiać egzorcyzm? Trzeba w atmosferze miłości doprowadzić do prawdy – prawdy, która boli, ale jednak wyzwala. Nie chodzi zatem o to, by tylko nakładać ręce, ale pomóc człowiekowi przejść przez proces spotkania z Chrystusem. I to według Jego prawdy, a nie tego, co człowiek ma w planach i wyobraźni. Boże plany są sporo lepsze niż nawet najlepsze ludzkie.
Powiem szczerze, że te modlitwy nad tą dziewczyny, bardzo mnie podbudowały. Nota bene także konkretne odmówienia realizacji planów innych ludzi też. I mogę z większą mocą mówić: chwała Panu!
Wzruszyłam się czytając, jak Duch Święty pokierował Księdzem, by doprowadzić tę dziewczynę do uwolnienia. Jak dobry Jest Pan! Jak łaskawy! Jemu chwała na wieki!
A może ta dziewczyna potrzebowała zwyczajnie rozmowy?kogoś kto by ją wysłuchał po mimo jej krzaków,złości czy żalu do kogoś?,a może zwyczajnie tego aby ktoś wyciągnął pomocną dłoń?.I Ksiądz był kimś kto to zrobił.
Nie zamierzam twierdzić, że to moja zasługa. Zapewne wiele osób okazując jej serce i pozwalając się otworzyć, mogłoby jej pomóc. Ale najczęściej na tym polega zniewolenie (to raczej było silne zniewolenie, a nie opętanie), że szatan robi wszystko, by człowiek nie poznał prawdy, by się do niej nie przyznał i przez to nie był wolny.
Dziękuję Księdzu za odpowiedź☺.Chyba nie spotkałam jeszcze nikogo opentanego a co do zniewolenia to chyba każdy z nas jest chociaż trochę zniewolony.A i tak na koniec nie zamierza wymuszać na Księdzu żadnego potwierdzenia to była po prostu moja taka pierwsza myśl pośród bardzo wielu innych.
Owszem. Jezus mówi, że każdy, kto grzeszy jest niewolnikiem grzechu. A, że nie ma ludzi bez grzechu, więc każdy jest przynajmniej trochę zniewolony. Ale demoniczne zniewolenie, to jednak coś więcej. To jest sytuacja, gdy szatan ma ogromny wpływ na pewną sferę życia, bądź ciała człowieka. Do takiego stopnia, że człowiek nie zawsze jest w stanie zapanować nad swoim zachowaniem, bądź emocjami.
To czy takim opętanie może być to,że ktoś chodzi i czepia się o wszystko bez powodu albo np.to,że ktoś zamyka się w sobie ma jakiś lęk przed ludźmi nie wierzy w siebie.
To, co tu jest opisane nie daje żadnych powodów, do stwierdzenia, żeby miało być opętanie. To raczej problem emocjonalny, bądź psychiczny. Do opętania potrzebna jest współpraca ze co złym duchem, albo przynajmniej zwracanie się do niego. Najczęściej wręcz potrzebny jest pakt – pewna umowa, zobowiązanie itp.
A to że komuś źle życzymy to jest podpisanie paktu z szatanem.
RACZEJ nie. Ale jakaś współpraca – zapewne tak. Ale zależy kto i z jaką świadomością złorzeczy. Na ile celowo sięga po jakieś przekleństwa, czarną magię itp. Na ile w sprawie tego zła wyraźnie prosi szatana. Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko opętanie niebezpieczne. Niebezpieczny jest ogólnie grzech i brak miłości.
Nie sięgam po czarną magię,ale w duchu życzę komuś nawet śmierci.Zapewne jest to grzech i brak miłości ale tylko do tej jednej osoby.
I wszystko jasne. Trzeba wszystko tej osobie wybaczyć. Często nie wystarczy ogólnie mówiąc „wszystko”, lecz konkretne rzeczy po kolei. Nieraz uwalniające jest zrobić to na głos przy innej osobie. Bo szatan robi wszystko, abyśmy poprzez wstyd, czy poczucie winy nie przyznali się do tego, czy tamtego. I to nad zniewala. Zatem powiedzieć o tym, co trudne, co się zrobiło, co trudnego doświadczyło. I to wszystko przebaczyć tamtej osobie i sobie. Wyrzec się także żalu do Boga, że dopuścił do takich sytuacji.
Nie da rady niestety ja nie wybaczam.I bardzo długo pamiętam więc raczej
tak się nie stanie.