Bardzo się cieszę, że dociera do mnie wiele pozytywnych informacji i dobry odzew w kontekście ostatnich modlitw. Ale tak naprawdę, to najbardziej cieszą pewne owoce, które widać w osobach najbliższych. Także tych, którzy posługują w trakcie takiej modlitwy.
A tak właśnie było. Wczoraj dostałem smsa od jednej z osób posługujących na tym nabożeństwie. Podzieliła się ze mną informacjami, które do niej docierają od innych osób. Ale także powiedziała, że ją też dotknęły tak modlitwy, jak i homilia. Miała doświadczenie ogromnej mocy działania Boga tego wieczora. Po powrocie do domu pojawił się pierwszy widoczny owoc – zdecydowała się skasować facebooka. I to zrobiła. Powiem szczerze, że byłem pod wrażeniem. Chwała Panu!
Ale muszę się podzielić pewnym osobistym owocem modlitw i ich następstw. Na kazaniu mówiłem, że mam nieraz fazy, gdy tracę czas na granie w gry na telefonie. W ramach przygotowania do tej modlitwy przez 9 dni poprzedzających nabożeństwo, odstawiłem gry, a także korzystanie z internetu w mało poważnych sprawach. Wczoraj jednak przez chwilę włączyłem grę. Ale gdy dostałem smsa od tej znajomej, podjąłem decyzję i skasowałem z komórki wszystkie gry. I w ten sposób decyzja tej osoby posługującej przyczyniła się do mojej decyzji prowadzącej do wolności. I to, niewątpliwie, kolejny owoc tych sobotnich modlitw. Alleluja!
Podziwiam 🙂
Mi podczas sobotniej Mszy też przeszła taka myśl, by skasować fb, ale niestety nie jestem w stanie. To jest trudniejsze niż myślałam.
Ja też!!!..bo jak twierdzi mój syn kogo nie ma na fb ,ten nie istnieje w dzisiejszym
świecie ale…zlikwidował swoje konto ja rozstał się ze swoją dziewczyną …
Zastanawiam się, czy można mówić o owocach modlitwy, jeżeli coś dopiero trwa kilka dni? przecież nie mam pewności, czy to nie jest tylko chwilowe, a za parę dni nie wróci to co było…
Są różne owoce. Rzeczywiście przede wszystkim powinniśmy myśleć o owocach trwałych. Ale czasami owocem może być już pewna decyzja, której wcześniej człowiek nie był w stanie podjąć. A to często początek ważnej drogi do długotrwałych owoców. Jak człowiek nie zasieje nasiona, nie wyrośnie żadna roślina, żadne drzewo. A zatem i nie będzie owoców. Ale już samo zasianie jest ważne. Tak samo i z podjęciem ważnej decyzji, która ma szansę przynieść prawdziwe owoce.
A jeśli chodzi o uwolnienie? mam wrażenie, że zaczynam być wolna w pewnych relacjach, które wiele lat mnie mocno uzależniały… ale boję się cieszyć, bo nie wiem, na ile to trwałe… kiedyś Ksiądz pisał, że można zostać uzdrowionym, ale potem może się to „cofnąć” i to mnie tak trochę blokuje
Spokojnie… Najgorsze w takim momencie rozpamiętywać i się skupiać, na tym, czy się uda, czy nie… To szatan wmawia, że się nie uda. Mamy nie być, tak jak Piotr chodzący po wodzie, który patrzy w szalejące dookoła fale, tylko jak ten, który patrzy w oczy Jezusa. A gdyby coś znowu jednak zaczynało się dziać, to trzeba jak Piotr powiedzieć: „Jezu ratuj!”
No to bardzo dobrze mu to idzie, to wmawianie, że się nie uda, bo z każdym dniem, z każdą chwilą mam już coraz mniej wiary w to, że się uda. I zaczyna się walka by nie wrócić do tych relacji . I jakby sił do walki coraz mniej. Szkoda, że droga wyzwolenia jest tak długa i trudna.