… Taka myśl, jak w tytule tego wpisu przeszła mi przez głowę w trakcie jednej z wizyt w trakcie kolędy. Pewna pani strasznie narzekała na swojego męża, na to, że jest niewierzący, że nie chce z nią chodzić do kościoła. Próbowałem ją jakoś podnosić na duchu, coś doradzać, coś proponować.
Ale jak doszło do rozmowy o chodzeniu do kościoła, to okazało się, że ta pani chodzi do kościoła, tyle tylko, że wyłącznie w najważniejsze święta (w domyśle około 2 razy w roku). I wtedy w myślach rozłożyłem z bezradności ręce i chciało mi się powiedzieć „Niech Pani da sobie spokój z taką wiarą”. Bo jeśli o taką tylko wiarę zabiega u męża, to może lepiej dać sobie z tym wszystkim spokój, by siebie i innych nie oszukiwać.
Nie powiedziałem jej jednak takich słów, ale próbowałem mówić o tym, by być zimnym lub gorącym. Nie wiem, co z tego dalej wyjdzie. Mi po takich rozmowach nie jest łatwo. Trudno pomóc komuś, kto jest przekonany, że jest mocno wierzący („pochodzę z bardzo wierzącej rodziny”), kiedy tak naprawdę z tą wiąrą jest bardzo kiepsko, a problemy z wiarą widzi się wyłącznie gdzie indziej.
Witam Księdza bardzo serdecznie
No właśnie…ja mam straszny problem z takimi ludźmi w Kościele. Myślałam,że już umiem nie zwracać uwagi, a nie umiem!!!Nawet na sobotniej Mszy mnie dopadli, aż musiałam wzywać Michała Archanioła, żeby pomógł mi dokończyć modlitwę. Pomogło…bo przecież Bóg pragnie by między nami panowała MIŁOŚĆ!!! Było minęło, ja wcale nie o tym chciałam, tak jakoś wyszło, bo przykro mi było i tyle i miałam wrażenie że „Diabeł jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć”…
Księże Jacku! Po prostu Pięknie Było!!!!Rozmodlony, Rozśpiewany Żywy Kościół. Pełen Uwielbienia i Chwały dla Pana. Bardzo dziękuję. Wcale nie chciało mi się wracać do domu,ale niestety wszystko co piękne…