Ono zmiażdży Ci głowę…

Zbyt łatwo być nie może… Nie minęło nawet 10 godzin od mojego wczorajszego wpisu, gdy dziś o świcie, jeszcze przed roratami, dostałem niełatwego maila.

Wczoraj niewątpliwie starałem się pokazać, jak dobry jest Bóg, jak ładnie prowadzi, jak daje mi okazję, by ludziom pomóc. I najwyraźniej iluś udało się pomóc w sposób bardzo zauważalny. Zapewne też ileś osób doświadczyło pomocy, o której dowiemy się po śmierci. Ale dziś rano dostałem maila, którego (niestety) zdążyłem przeczytać jeszcze przed roratami. Nie wiem, czy ten mail był odpowiedzią na mój wpis, czy to tylko „przypadek”. Ale jakiś człowiek wylał na mnie ileś żali na… przeżyty przed trzema laty kurs „Nowe Życie”. Pierwsze pytanie, które się nasuwa, to czemu właśnie dziś? W Wigilię Bożego Narodzenia, trzy lata po tamtych wydarzeniach? Odpowiedź jest w miarę jasna. Człowiek ten jest nieszczęśliwy, poraniony, pogubiony. I pewno w przykry sposób szuka pomocy.

Ale mocno mnie z rana ten mail rozbił. Nie łatwo takie rzeczy czytać o czymś, co jest dla mnie ważne. I mimo tego, że w tym mailu między zdaniami można wyczytać, że w sumie, to ten człowiek już wszystko wcześniej czytał i wiedział (a przez to zbytnio nie wszedł w przeżywanie kursu), to jednak jest to przykre. A to, że świadectwa zbyt mało spektakularne, a to, że osoby przekazujące światła proroctwa zaczynały mówić od tego, że wierzą, że Bóg przychodzi z taką, czy inną łaską. Według niego to powinno być z całą pewnością, a nie tylko z wiarą. Coś tam jeszcze było krytycznie o spoczynkach w Duchu Świętym. Przykro to słuchać. I jakoś serce boli. Powinienem się tym nie przejąć, ale jakoś to nie łatwe.

Ale zbieżność wczorajszego mojego wpisu, dosyć pozytywnie pokazującego to, co Pan Bóg wokół mnie czyni, z tym dzisiejszym mailem (musiał być pisany w nocy, bo dosyć długi mail był wysłany jeszcze przed świtem), łączy mi się z walką duchową. Bóg, jeszcze w Raju, zapowiedział, że potomstwo Niewiasty zmiażdży głowę węża, a wąż zmiażdży temu potomstwu piętę. Myślę, że moja posługa w szpitalu i chociażby opisane konkretne sytuacje są miażdżeniem głowy węża – wszak każdy uczeń Jezusa jest potomstwem Niewiasty (czy to rozumianej, jak Maryja, czy też jako Kościół). A na pewno przyjście Jezusa na świat, które dziś i jutro szczególnie będziemy wspominać jest zmiażdżeniem tejże głowy.  Ale dziś czuję, że moja pięta została jakoś zmiażdżona. Taka już jest walka duchowa. Ważne, aby się nad tym wszystkim nie zatrzymywać. A za tych, którzy jakoś próbują zaburzyć nas duchowy pokój, trzeba się po prostu modlić. I ja za tego człowieka też się modlę.

Życzę błogosławionych Świąt. I niech żadne sprawy nie zniszczą pokoju serca, który przynosi Książę Pokoju.

Jeden komentarz do “Ono zmiażdży Ci głowę…

  1. Ja

    Witam.
    Trochę mnie tu nie było, ale widzę że klimat pozostał ten sam. Jest na youtube taka piosenka, bardziej przedstawienie w tle leci sobie Lifehouse „Everything”. Bardzo mnie to kiedyś wzruszało. Dziś mnie to przeraża. Myślałam, że nigdy mnie to nie spotka…. nie do końca wiem co chcę osiągnąć pisząc ten komentarz. Zapewne się nie opublikuje ( często tak bywało ). Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Jesteśmy już starzy.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.