Trochę czasu nie pisałem. Ale to nie znaczy, że się nic nie działo. Działo się i to sporo. I do tego dobrze. A co więcej – nieraz pisałem, tylko bardziej na stronie naszej Wspólnoty. Wprawdzie jeszcze nie koniec ważnych rzeczy na obecną chwilę, ale już dziś się podzielę tym, co za nami. Bo było naprawdę wiele dobrych rzeczy. Warto doczytać do końca – tam wisienka na torcie.
Przede wszystkim za nami kurs Nowe Życie. To zawsze ważne doświadczenie dla naszej Wspólnoty, a także i dla mnie samego. Mimo większej liczby osób zapisanych na kurs, w miniony piątek pojawiło się 46 osób. Troszkę mniej niż w minionych latach. Ale mam przekonanie, że Bóg co najmniej tak samo mocno działał, jak przed rokiem. A ośmielę się powiedzieć, że chyba nawet bardziej. Bardzo się cieszę, że w ekipie kursu i pomocy dookoła całych rekolekcji brała udział przeszło połowa naszej Wspólnoty. W dużej mierze to były osoby mało doświadczone, niejednokrotnie pierwszy raz angażujący się przy jakimkolwiek dziele ewangelizacyjnym. Jestem bardzo szczęśliwy i dumny ze swojej Wspólnoty. Na wczorajszym pierwszym pokursowym spotkaniu Wspólnoty było przynajmniej 7 osób, które spotkały się z nami pierwszy raz na kursie. Mimo tego, że części stałych naszych członków nie było, kaplica, w której się spotykamy niemalże pękała w szwach. Jak się tu nie cieszyć? Oczywiście obecność na spotkaniu po kursie nie oznacza tego, że tyle osób będzie do nas przychodzić, ale zawsze jest to coś ważnego i dobry punkt wyjścia.
W minionych dniach ogromną radość sprawił mi dekret naszego Arcybiskupa – Kardynała Kazimierza Nycza. Dekret otrzymaliśmy w dniu rozpoczęcia kursu Nowe Życie. Nasza wspólnota – Szkoła Nowej Ewangelizacji bł. ks. Jerzego Popiełuszki została oficjalnie zaakceptowana (wraz ze swą działalnością), pobłogosławiona i zaproszona do Rady Zrzeszeń Katolickich Archidiecezji Warszawskiej. Ja według tego dekretu jestem oficjalnym opiekunem naszej wspólnoty. Przy czym oczywiście uwzględniając w pierwszej kolejności pracę w parafii i współpracę z ks. Proboszczem.
Kolejna ważna dla mnie chwila, to założenie stowarzyszenia SNE Warszawa. To takie prawno-materialne podłoże naszej wspólnoty. Ja na ten moment zostałem oficjalnym Przedstawicielem reprezentującym stowarzyszenie. Od dziś, gdyby ktoś chciał wesprzeć materialnie to, co robimy, a przy okazji odpisać część pieniędzy od dochodu, to może wpłacić pieniądze (np. w formie darowizny) na konto stowarzyszenia. Dane konta i stowarzyszenia są na stronie naszej Wspólnoty (snewarszawa.pl). Niebawem będzie tam jeszcze więcej informacji.
Przed nami następne działania. Za tydzień rekolekcje dla blisko stu kandydatów do bierzmowania w jednej z podwarszawskich parafii. Mimo tego, że pozostał tydzień, to jeszcze nie wszystko jest jasne, jak, co i z kim. Dlatego proszę o modlitwę w tej sprawie. Proszę też o jeszcze jedną modlitwę: Za dwa miesiące ja z pomocą kilku osób ze Wspólnoty, będziemy prowadzili rekolekcje parafialne pod Piasecznem. Naprawdę dużo się dzieje i ma się dziać. Dlatego wielka radość. Nie uczę wprawdzie w szkole, ale praca ze Szkołą Nowej Ewangelizacji wymaga jeszcze więcej czasu i zaangażowania, ale daje o wiele więcej radości i satysfakcji.
I na koniec zapowiadana wisienka na torcie. Wczoraj na spotkaniu wspólnoty pojawiła się pewna kobieta. Kojarzyłem jej twarz, ale nie pamiętałem skąd (nie była na kursie „Nowe Życie”). Przypomniała mi, że modliliśmy się nad nią (wraz z ekipą) także o uzdrowienie fizyczne. Kobieta ta – młoda matka dwójki dzieci – 1,5 roku temu chorowała na nowotwór. Lekarze dawali jej maksymalnie rok życia. W trakcie modlitwy było światło poznania, że zostanie uzdrowiona. Na początku po modlitwie był trudny czas, ale wierzyła, że te słowa prorocze staną się faktem. I w okolicach zeszłorocznego listopada została uzdrowiona. Niemalże całkowicie. Nie ma choroby, nie ma przerzutów. Jakieś podobno ma dolegliwości, ale to nie jest kwestia tej choroby. Kobieta ta wczoraj na spotkaniu dała o tym świadectwo. I potwierdziła, że jakby co, jest dokumentacja medyczna, która pokazuje tak stan poważnej choroby, jak i zdrowy stan ostatnio. Lekarze wprawdzie nie nazywają tego „cud”, ale mówią, że to zasadniczo niemożliwe. A mi co pozostaje? Chwalić Pana. I Was też do tego zachęcam.