Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić

Tytuł tego wpisu, to cytat z dzisiejszej Ewangelii. Pokazuje on ogromną wiarę trędowatego, a także zgodę na wolą Bożą. Chory człowiek wie, że Jezus ma moc uzdrawiania, a jednocześnie wtedy przyjdzie uzdrowienie, jeśli będzie taka wola Boga.

W dzisiejszej Ewangelii dotknęła mnie jedna rzecz. Ale zanim się tym podzielę, to zrobię pewien wstęp. Ja wierzę w Boga. Wierzę, że w Jezusie jest moc. Wierzę, że to od Jego decyzji zależy nasze uzdrowienie. Wiem też, że Jezus w Ewangelii mówi, że o cokowiek będziemy prosić Boga w imię Jezusa, to otrzymamy. Także nasz Zbawiciel mówi, że jesli będziemy otwierali się na działanie Ducha Świętego, to będziemy czynić rzeczy takie, jak Chrystus, a nawet i większe.

I teraz pytanie: dlaczego tych cudów tak mało widać? Jeśli moje wołanie do Jezusa jest podobne do wołania trędowatego. Co więcej – ogólnie raczej nie za siebie proszę, tylko za innych. Zatem to powinno być lepiej przez Boga odebrane. Jezus mówił kiedyś, że pewien człowiek głuchoniemy od urodzenia był obarczony tym cierpieniem, aby na nim objawiła się chwała Boża. Ogólnie Jezus czynił cuda, by objawić chwałę Boga. I ja, mimo wszystko, też tak chcę.

Tyle tylko, że… I tu właśnie dochodzimy do tego, co mnie w dzisiejszej Ewangelii dotknęło. Mnie osobiście. Pomimo tego, że już wielokrotnie to słyszałem i rozważałem. Jezus zabraniał ludziom (także temu oczyszczonemu trędowatemu) rozpowiadać o tych cudach. Inna rzecz, że ludzie tak wielkich rzeczy doświadczali, że nie byli w stanie tego zachować dla siebie. Tak, że szli i mówili. Ale gdy pojawiał taki rozgłos, to Jezus musiał iść gdzieś indziej. A ja dostrzegam, że u mnie w jakimś stopniu, sytuacja jest odwrotna. Ja oczywiście – chcę, aby w tym wszystkim była chwała Boża – ale gdzieś do mnie dociera, a dziś szczególnie uderzyło – że za bardzo się skupiam na tym, czy ludzie będą widzieli znaki i cuda, które dokonują się także przez moje ręce. Niby tego nie ma zbyt dużo – szczególnie w założeniu – ale jest. Jest to przykra prawda. Ale dziękuję Bogu, że mi to pokazuje. Wszak to prawda wyzwala, a nie życie w zakłamaniu.

Jak będzie w tym wszystkim naprawdę dużo pokory i naprawdę nie będę patrzył, czy ludzie tu przyjdą i czy być może docenią, to wierzę, że te cuda same przyjdą. Tzn. Bóg zacznie je obficie udzielać. A wtedy i ludzie sami zaczną przychodzić.

Zauważyłem, że ta moja postawa i gdzieś wewnętrzne skupianie się na tym, na ile będą znaki i na ile ludzie będą widzieć, że coś dobrego się dzieje, zamyka mnie na jakąś większą otwartość. To tak jest – i to już nieraz zauważyłem – że jak coś ważnego się dzieje i chciałbym, aby np. kazanie było dobre, by dotarło i by przemieniło serca, to wtedy nie do końca jestem sobą. W tym wszystkim jest za dużo powagi. Za bardzo się skupiam, by było dobrze. A kiedy nie myślę, czy mi się uda, czy nie uda, ile i co powiem, to jest w tym wszystkim większa moja otwartość, większy luz i większe i lepsze rzeczy się dzieją.

Muszę na nowo wrócić do modlitwy o łaskę pokory. Także muszę sobie przypominać, że to, co robię, to ma być dzieło Boga, w którym to On decyduje, czy i jak działa i uzdrawia, a ja mam być tylko pokornym narzędziem. A nie ma to być moje dzieło dla Boga, w którym moje starania i owoce mojej posługi miałyby bardziej mnie dowartościować w oczach Boga. W teorii wiem, że mam wielką wartość w Bożych oczach, ale w praktyce nieraz o tym zapominam. Albo mocno się upraszam, by tej wartości i miłości Bożej na nowo doświadczyć.

W sumie tu mógłbym to wszystko zakończyć. Ale w kontekście tego, co powyżej napisałem, pojawia się wątpliwość. Święty Paweł pisze, żebyśmy unikali wszystkiego, co ma choćby pozór zła. Czy w takim razie mam zrezygnować z wszystkiego, co gdzieś ma przesłanki szukania siebie? Czy mam zrezygnować z nagrywania i umieszczania w internecie nagrań? Czy mam nie zapraszać do wspólnoty – Szkoły Nowej Ewangelizacji – w której coraz bardziej doświadczam na nowo Bożego działania i miłości? Czy mam się mniej przygotowywać do tych nabożeństw? A może właśnie bardziej, by to jednak było lepsze? Czy mam zrezygnować z pisania na blogu czegoś, co może jakoś się ludziom spodobać? Myślę, że nie byłoby to jednak najlepsze. Bo można przegiąć w drugą stronę. I wpaść w fałszywą pokorę – która byłaby jeszcze bardziej pyszna niż to, co jest obecnie. Muszę to wszystko bardziej oddawać Bogu. Jemu o tym mówić. Modlić o większą pokorę. A jednocześnie starać się, by to wszystko było jeszcze piękniejsze. By chwała Boża objawiała się coraz bardziej. Ja mam siać i być narzędziem w ręku Boga, a On niech działa tak jak chce i kiedy chce. Potrzebuje też prosić, aby Bóg oczyszczał moje intencje. I dlatego z jeszcze większą wiarą i świadomością powinienem do Jezusa, jak trędowaty, wołać: „jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”. I mam nadzieję, że usłyszę: „chcę, bądź oczyszczony” i doświadczę tego.

Amen! Alleluja!

2 komentarze do “Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić

  1. Basia

    Bóg przemawia do nas ustami ludzi stawianych na naszej drodze i przez ich czyny. Wie że jesteśmy tylko ludźmi, mamy swoje słabości i dopuszcza do nich dając nam jednocześnie sygnały nad czym pracować by móc się na Niego otworzyć aby te dzieła były jeszcze bardziej na Jego Chwałę. Co więcej, przemawia dziś do mnie przez wątpliwości Księdza i pokazuje mi to, nad czym chce abym pracowała. Pokazuje mi od jakiegoś czasu, jak się na Niego otworzyć. Mówi do mnie – oczyszczę Cię jeśli tylko poprosisz. Przestań się starać, tylko po prostu się otwórz, a Ja zadziałam.

    Odpowiedz
  2. Gosia

    Dziękuję Księdzu za ten i inne wpisy. Nawiązując do pytań w ostatnim fragmencie wpisu, chciałabym podzielić się moim doświadczeniem. Dwa dni temu czytając wpisy Księdza, zwłaszcza ten o przełomie doznałam niesamowitego ukojenia i znowu poczułam jak Bóg bardzo mnie kocha (miałam wtedy chwilę przygnębienia i rozgoryczenia). Rozważałam również udział we mszy z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie, ale dopiero wczoraj po wysłuchaniu fragmentów nagrań opublikowanych w internecie z ostatniej grudniowej mszy, bardzo zapragnęłam wziąć udział w tej najbliższej, sobotniej. Również po rozmowie z Księdzem zdecydowałam się na udział w przełomowym dla mnie kursie „Nowe życie“, a także regularnie zaczęłam czytać Pismo Święte (które zresztą niesamowicie działa w moim życiu w bardzo konkretnych sytuacjach). Czuję jak Pan Jezus mnie prowadzi i cały czas mnie odmienia. Jestem przekonana, że Bóg bardzo działa przez Księdza posługę, co wiele osób potwierdziło zresztą w komentarzach do poprzednich wpisów.
    Bóg zapłać!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.