Dosyć niedawno oglądałem film „Zmartwychwstały”. Nie chcę twierdzić, że to wspaniały film. Powiem jednak szczerze, że film ten dał mi ileś do myślenia oraz pewne rzeczy mi wyjaśnił. Prawdą jest także, że mało jest filmów opisujących co działo się w Ziemi Świętej od czasów ukrzyżowania Jezusa do wniebowstąpienia, szczególnie patrząc oczami nie-chrześcijanina.
Czasami się zastanawiałem, jak to jest z tym wezwaniem Jezusa, by uczniowie poszli do Galilei, aby się spotkać ze Zbawicielem. Miałem zazwyczaj w głowie niezrozumiałą (i jak się okazuje fałszywą) myśl, że apostołowie mieli spotkać się w Galilei (odległej od Jerozolimy) w dzień zmartwychwstania. A jednocześnie wiemy z Ewangelii, że nie tylko pierwsze, ale i następne spotkanie po tygodniu, było w Jerozolimie, zapewne w Wieczerniku. Spotkanie w Galilei, nad jeziorem, było trzecim z kolei. O elementach tego spotkania mówi m.in. dzisiejsza i jutrzejsza Ewangelia, ale także tytuł tego wpisu oraz wspomniany film. Chociaż ja chcę się bardziej skupić na nocy poprzedzającej to spotkanie.
Ja mówiąc homilie o tamtych wydarzeniach, gdy Piotr mówił „idę łowić ryby”, często wskazuję na zniechęcenie apostołów, gdy już niecodziennie widują Pana. Po prostu wrócili do tego zajęcia, z którego zostali powołani. I tam dokonuje się powtórne powołanie oraz posłanie na misję. W przypadku św. Piotra, to kwestia przekazania władzy pasterskiej. Miałem wrażenie, że to jezioro i te łowienie ryb oraz spotkanie z Jezusem było zupełnie nieplanowane przez apostołów. Ale właśnie, gdy spojrzymy przez pryzmat zaproszenia do Galilei, a co mi uświadomił film, to apostołowie mogli i powinni się spodziewać, że Jezus się lada moment pojawi. Kwestią sporną był tylko czas objawienia się Pana.
Może rzeczywiście wypłynięcie na jezioro było konsekwencją znudzenia w bezczynnym oczekiwaniu na Mistrza, a może było to konkretne działanie, by spotkać Tego, na którego czekali. Pokazana w filmie noc łowienia ryb bardzo mi przypomniała moją postawę. Dlatego też zdecydowałem się napisać ten wpis, by wyjaśnić, co się ze mną dzieje. Przedstawię teraz, jak widzieli tę scenę autorzy filmu:
O ile dobrze zrozumiałem filmową scenę, Piotr liczył na cud. Był przekonany, że będzie wielki cud; że pojawi się Jezus z wielką mocą. Ileż to prób zarzucania sieci podjął? Trudno zliczyć. Próbował swoim zapałem rozpalić gorliwość obecnych na łodzi. Trwało to całą noc. Nad ranem pojawiło się zniechęcenie, znudzenie, może jakieś zwątpienie. Miało być tak dobrze, Piotr miał spotkać Jezusa, zobaczyć kolejne wielkie cuda. A tu… nic. Zapewne mógł mieć poczucie, że zawiódł swoich przyjaciół. Oni chyba też wierzyli, że będzie dobrze…
W tym momencie urwę historię z filmu, tym bardziej, że z Ewangelii dobrze wiemy, czym ta historia się skończyła – między innymi wielkim połowem. Ale patrząc na zapał Piotra, który chce spotkać Nauczyciela, trzeba sobie uświadomić sytuację pierwszego papieża w poprzedzających dniach. Piotr zaparł się Jezusa. A później tak naprawdę nie był pewny, co Jezus o Nim myśli. Zmartwychwstanie Jezusa dawało Piotrowi wielką nadzieję, ale chyba tak bardzo pragnął usłyszeć słowa miłości, że po tym wielkim połowie w szalonej radości przed skoczeniem do wody, wbrew zdrowemu rozsądkowi, ubrał się. Później oczywiście były, słyszane w dzisiejszej Ewangelii, trzykrotne pytania o miłość.
Oglądając sceny z tego filmu, uświadomiłem sobie, że ja chyba jestem na etapie tego porannego Piotrowego zniechęcenia, znudzenia, czy wręcz pewnego zwątpienia.
Skąd to się wzięło? Kilka lat temu byłem świadkiem wielu rzeczy, cudów, pięknych i radosnych chwil, a nawet, w pewnym sensie namacalnego spotkania z Jezusem. Ileż wtedy było radości, chęci do życia, zapalania innych ludzi wiarą w Zmartwychwstałego? A potem było zapewnienie, że jeszcze się spotkamy. Tylko nie wiadomo kiedy.
Tak jak Piotr tamtej nocy przed połowem, nie mogłem do końca się odnaleźć, próbowałem wręcz przynaglać Jezusa, by z Nim się spotkać, próbowałem modlić się nad ludźmi, licząc na cud. Ale gdzieś to wszystko odeszło. Cuda, szczególnie jakieś wielkie, trudno było dostrzec. Ludzi wokół próbowałem zapalać do działania, przekonywać, że Bóg zainterweniuje. Pamiętam jednak, jak moja siostra miała do mnie żal po śmierci mamy, kiedy uwierzyła mi, że Bóg mamę uratuje. Nie przestałem się modlić nad ludźmi, tak jak Piotr kolejny raz zarzucałem sieci, ale coraz z mniejszą wiarą, że coś może się szczególniego wydarzyć.
I tylko zastanawiam się, co się stało. Zaparłem się Jezusa? Chyba nie. Podupadłem jednak na gorliwości. Mam wokół siebie wspólnotę, a czuję się coraz bardziej sam. I w sumie nie wiem na co czekam. Czasami wręcz przychodzi mi do głowy taka myśl, że może, gdybym porządniej upadł, to może Jezus szybciej przyszedł mnie uratować. Jedna wielka beznadzieja. Czekam na cud, albo czekam, by ktoś, jak Jan krzyknął „to jest Pan”. Oczywiście, ktoś powie, że ja przecież codzienne ludziom mówię „oto Baranek Boży”. Ale czekam na coś innego. I nawet trudno określić co. Poszedłem, jak Piotr, łowić ryby, czyli w tej chwili moje życie, może poza kwestią grzechów ciężkich wygląda podobnie jak przed nawróceniem. Wiem, że to głupie, może mało dojrzałe. Ale po spotkaniu ze Zmartwychwstałym, który obiecuje, że jeszcze przyjdzie, niewątpliwie pojawia się tęsknota i pragnienie doświadczenia Jego spojrzenia i słów otuchy.
Przyjdź Panie Jezu, rozpal na nowo moje serce i powiedz na nowo jak Piotrowi, „pójdź za mną”. A ja powiem, „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Amen.
Piękna ta modlitwa na koniec. Wierzę, że zostanie wysłuchana. Jezus jest z Księdzem, w Księdzu i działa przez Księdza!
Bądź uwielbiony Jezu w Księdzu Jacku!
@Justyna
Ładny wpis, bo jak mówi bp. Ryś: „W naszej wierze ważne jest żebyśmy potrafili dostrzec Pana Jezusa w drugim człowieku”Amen
Księże Jacku
Módl się za nami wszystkimi…informacje docierające mnie przerażają (Londyn, Turyn) i…znalazłam odpowiedź…w modlitwie Małej Arabki :
„Matko wszyscy śpią!
A o Bogu tak dobrym, tak wielkim, tak godnym uwielbienia, zapominają.
Nikt o Nim nie myśli.
Wysławia go przyroda, niebo, gwiazdy, drzewa, rośliny, wszystko Go wysławia.
Człowiek także powinien Go wysławiać, znając jego dobrodziejstwa, a on śpi!
Szybko, szybko obudźmy wszechświat!
Chodźmy sławić Boga, śpiewać Mu dziękczynienie.
Świat śpi, świat śpi, chodźmy go obudzić,
chodźmy obudzić miasto.”
„… w tej chwili moje życie, ***może poza kwestią grzechów ciężkich*** wygląda podobnie jak przed nawróceniem.”
Czy to mało?
Uff…to jeżeli chodzi o zmiany w diecezjach 🙂
Niech Najświętrze Serce Pana Jezusa obdarza Księdza łaskami i uświęca, błogosławi i strzeże.
Dużą radością jest dla mnie modlitwa za osoby świeckie ale też za kapłanów ( nawiązując do ostatniej Mszy św o uzdrowienie i uwolnienie) I…tak sobie myślę, że z nami świeckimi nie jest tak zupełnie źle patrząc na strony Duchowej Adopcji Kapłanów…jest tam wiele deklaracji modlitw w intencji księży a jeszcze do tego dodać modlitwy w cichości ducha, to proszą Księdza niech tak trwa…