Tytuł tego wpisu, to temat ostatnio prowadzonej przeze mnie lekcji w szkole. Myślę, że to ważna kwestia. Nie wszystko tutaj wyjaśnię, ale chcę pokazać, że wątpliwości w wierze miewają nawet najświętsi. I spróbuję pokazać, co zrobić, by sobie z tym radzić.
W Adwencie, a także w pierwsze niedziele roku, postacią pojawiającą się w Ewangelii jest św. Jan Chrzciciel. To o nim Jezus powiedział, że „spośród narodzonych z niewiast nie ma większego niż on”. To on ochrzcił Jezusa w Jordanie. To on wskazał swoim uczniom Jezusa i powiedział „Oto Baranek Boży”. I pozwolił swoim uczniom pójść za Jezusem i stać się pierwszymi apostołami. Nie zapominając, że już będąc w łonie swojej matki, Elżbiety, poruszył się na przyjście Maryi z poczętym niewiele wcześniej Jezusem. Jednym zdaniem o Janie Chrzcicielu: Wielki, święty człowiek. Ale tenże święty człowiek, gdy został uwięziony wysyła do Jezusa uczniów z zapytaniem, czy jest On tym, na którego wszyscy czekają. Czyli dopiero co wskazywał na Jezusa, a za chwilę, w trudnościach, ma wątpliwości, szuka potwierdzenia.
Św. Józef też miał różne wątpliwości. Też na początku chciał potajemnie oddalić Maryję. I chociaż zamysł ten mimo wszystko był wspaniałomyślny (by ochronić Maryję m.in. przed ukamienowaniem), to jednak wyrażał wątpliwość w Boże dzieło, którym było przyjście Jezusa na świat.
Także apostołowie, którzy widzieli cuda Jezusa, uzdrowienia, uwalnianie od demonów, rozmnożenie chleba, przychodzą do Jezusa i mówią „przymnóż nam wiary”. Gdyby nie mieli żadnych wątpliwości w wierze, nie prosiliby o przymnożenie wiary.
Nawet i pierwszy spośród apostołów, św. Piotr, też miał różne nienajlepsze momenty w wierze. Chwilę po tym, jak Jezus zapowiedział, że na Piotrze zbuduje Kościół, ten zaczyna pouczać Zbawiciela – wyrażając wątpliwość w sens męki i śmierci krzyżowej, czyli w główny element zbawienia świata.
Jezus wręcz wypomniał św. Piotrowi zwątpienie po tonięciu w wodach jeziorach. Chwilę wcześniej Piotr na wezwanie Jezusa zaczyna chodzić po jeziorze, ale potem tonie… Dlaczego? Tu właśnie możemy znaleźć częściową odpowiedź na tytułowe pytanie. Św. Mateusz pisze: „na widok silnego wiatru uląkł się” (Mt 14,30a). Zamiast patrzeć na Jezusa, Piotr zaczyna patrzeć na zło dookoła. I tu jest istotna część odpowiedzi. Człowiek, który skupia się nie na tym, co potrzeba, nie na Jezusie, ale na świecie, na złu dookoła itp. wpada w lęk i zaczyna wątpić.
Podobne podejście jest pokazane w przypowieści o siewcy (szczególnie w tej części o ziarnie, które padło między ciernie). Bo jednak kluczową odpowiedź w sprawach wiary możemy znaleźć właśnie w przypowieści o siewcy. Święty Paweł pisze, że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy”. Zatem od tego, na ile człowiek słucha i żyje usłyszanym słowem, zależy w dużej mierze nasza wiara. Jeśli jesteśmy jak droga, gdy nie przyjmujemy słowa Bożego, albo skała, czyli nie zapuszczamy korzenia naszej wiary, nie wgłębiamy się w to, co Bóg chce do nas powiedzieć, albo właśnie jesteśmy jak między cierniami, gdy skupiamy się sprawach materialnych, czy problemach dookoła, to trudno o przyjęcie wiary i wydanie odpowiedniego plonu.
Mamy być (a przynajmniej systematycznie stawać się) żyzną glebą – podlewaną wodą Ducha Świętego (także przez sakramenty), odpowiednio przepracowaną (np. przez lekturę Słowa Bożego i konkretną formację) oraz mieć dobre środowisko (wierząca rodzina, ale także i wspólnota ludzi żyjących wiarą). I jeszcze jedno. Ponieważ stukrotnym plonem z ziarna jest sto ziaren. A ziarnem jest Słowo Boże, to wtedy wydajemy stokrotny plon, jeśli dzięki nam stu osobom zostanie ogłoszone Słowo Boże. Dlatego wtedy jesteśmy żyzną glebą, gdy głosimy innym Ewangelię. Można tu powiedzieć troszkę prowokacyjnie: wiara mnoży się wtedy, gdy się dzieli. Tzn. gdy dajemy świadectwo naszej wiary innym, wtedy i my ku Bogu wzrastamy.
Dlatego nie ustawajmy w życiu wiarą. Nawet najświętsi ludzie mieli wątpliwości w wierze. Ale umieli się pytać Jezusa (jak św. Jan Chrzciciel), słuchać natchnień (jak św. Józef), prosić o więcej wiary (jak apostołowie) i wołać „Panie, ratuj mnie” (jak św. Piotr). Ale także każdy z nich jednak słuchał Słowa Bożego, żył w jakiejś wspólnocie, a także nie bał się podjąć misji do której Bóg ich powołał. I, co ciekawe, chociaż są oni wielkimi świętymi, to bardziej doceniamy owoce ich pracy i ewangelizacji.