Zdrada

Wprawdzie kluczowa sprawa w kontekście wiary, to Miłość Boża, to jednak nie da się przejść obojętnie obok tematu grzechu. Jeśli człowiek nie zachwyci się Bogiem i Jego Miłością, to nie zapragnie za Nim iść. Ale jeśli nie uświadomi sobie, że to grzech nie pozwala doświadczyć tej Miłości, to nie będzie miał świadomości, jak ważne znaczenie w historii świata i człowieka miała śmierć krzyżowa Jezusa.

Nie zawsze łatwo jest wytłumaczyć, co to jest miłość. Często mylimy ją z pożądaniem, zmysłowością, przyjemnością. Ale ogólnie człowiek najczęściej kojarzy miłość z czymś dobrym, czego się pragnie i co nadaje sens życiu. (Nie mówię tu o osobach, które doświadczyły ogromnego zranienia w kwestii miłości, gdyż takie osoby często źle miłość kojarzą). Ale jak ludziom wytłumaczyć, jak straszną rzeczą jest grzech? Mam wrażenie, że część ludzi myśli o grzechu tylko w kategoriach sprawy, z której trzeba się wyspowiadać. Mianowicie nie widzą tego, do czego taki grzech prowadzi, jak bardzo wpływa na relację z Bogiem. Jest takie przekonanie: „mogę to, czy tamto zrobić, a później pójdę do spowiedzi”. Niestety takie myślenie i działanie podpada pod kategorię grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, który według słów Jezusa nie będzie odpuszczony… Czy w takim razie nie da się tego rozgrzeszyć i nie ma co dalej walczyć o wiarę?

Grzech przeciwko Duchowi Świętemu w dużej mierze polega na zatwardziałości serca w kontekście Bożego miłosierdzia. Jeśli człowiek lekceważy kwestię przebaczenia od Boga, to zapewne tego przebaczenia nie otrzyma. Bo Bóg nikogo nie chce zmuszać do zbawienia, czy uszczęśliwienia. Jezus mówi, że „nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy źle się mają”. Jeśli ktoś uważa, że dobrze żyje i nie musi zmieniać postawy, to Bóg nie bardzo może od razu działać. Potrzeba najpierw człowiekowi uświadomić jego grzech i wzbudzić potrzebę i pragnienie zerwania z tym grzechem, aby mógł Boże miłosierdzie przyjąć. Jednocześnie człowiek, który niby wie, że potrzebuje zerwać z grzechem, ale zamiast to zrobić, to zuchwale grzechy, stwierdzając, że później i tak się wyspowiada, widać, że spowiedź traktuje tylko przedmiotowo, a realnie rzecz biorąc i tak woli w grzechu żyć.

Myślę, że problemem jest to, że człowiek nie ma świadomości tego, czym jest grzech. Nieraz ludzie nie tylko nie znają zdania św. Pawła „wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej”, ale także wielu z nich to zdanie „nie rusza”. Bo jeśli człowiek nie doświadczył, wspomnianej na wstępie Bożej miłości, to nie wie do końca co traci i dla niego wszystko jedno, czy jest tego pozbawiony, czy nie. Także niektórzy ludzie mają takie mylne wyobrażenie, że ponieważ Bóg kocha także grzesznika, więc niezależnie od tego, co człowiek będzie robił, to i tak będzie pięknie, a potem Bóg i tak weźmie do nieba. Niestety niekoniecznie tak musi być.

Inne biblijne zdanie w kontekście grzechu, to „zapłatą za grzech jest śmierć”. I to też wielu ludzi „nie rusza”. Bo to ludzie traktują jako przenośnię. Często powołują się na innych, którzy żyją sporo gorzej od nich samych i mimo wszystko nie umierają. I pewno coś w tym jest. O ile to, jak tamte osoby funkcjonują można nazwać dobrym życiem. A dodatkowo zawsze pytanie, co będzie w przyszłości z osobami żyjącymi w grzechu. A trzeba pamiętać, że to, że człowiek od razu po grzechu nie umiera, jest jednak wyrazem Bożego miłosierdzia i walki o nawrócenie i zbawienie grzesznika.

Próbując zastanowić się nad tym, jak ludziom pokazać problem grzechu, szczególnie ciężkiego, uświadomiłem sobie, że można porównać go do zdrady (głównie małżeńskiej). I gdy ludziom to mówię, to jednak zazwyczaj już ich „rusza”. Czasami się oburzają, że przesadziłem z porównaniem. Inni jednak przytakują, że to chyba poważna sprawa. I teraz nasuwa się pytanie: czy ja rzeczywiście przesadzam? Czy jednak coś jest w tym porównaniu?

W Liście do Efezjan św. Paweł porównuje miłość małżonków do miłości Jezusa do Kościoła. Czyli relacja małżeńska jest obrazem relacji Boga i człowieka. Popełnienie grzechu ciężkiego jest ogromnym ciosem wymierzony w relację Boga i człowieka. I to nie byle jakim ciosem, bo takim, który zrywa więź. Co w relacji małżeńskiej jest ogromnym ciosem, prowadzącym do zerwania więzi? Kłótnia? Pewno też. Nieuczciwość? Zapewne może też. Ale chyba największym ciosem niszczącym małżeństwo jest właśnie zdrada. Oczywiście to nie znaczy, że zawsze po zdradzie małżeństwo się rozpada. Tak samo nie zawsze po grzechu ciężkim jest koniec relacji z Panem Bogiem. Potrzebne jest jednak stanięcie w prawdzie, uświadomienie sobie ciężaru grzechu z Bogiem i doświadczenie przebaczenia. Bo jak Jezus mówi: „komu się mało przebacza, ten mało miłuje”.

Tak na marginesie: Analogicznie do sytuacji z Panem Bogiem i powrotem po grzechu, powinno być w małżeństwie. Ponieważ małżonkowie mają kochać się jak Bóg kocha człowieka, więc ewentualna zdrada nie powinna definitywnie przekreślić istnienia małżeństwa. Potrzebne jest jednak uzdrowienie relacji poprzez przebaczenie, ale także zmianę życia. No chyba, że ktoś nie chce dostrzec problemu w zdradzaniu i nie chce się zmienić, wtedy podobnie jak z grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, można doprowadzić do sytuacji, która wydaje się nieodwracalna.

Wracając jeszcze do podobieństwa grzechu do zdrady, to warto zajrzeć też do Starego Testamentu. Bóg tam często występuję, jako Bóg zazdrosny. W Księdze Ozeasza Pan Bóg Ozeaszowi wręcz każe się związać z nierządnicą, by pokazać jak wygląda relacja grzesznych ludzi i Boga. Czyli to sam Bóg porównuje grzech człowieka do nierządu i grzechu z kobietą.

Mówiąc o zdradzie, niekoniecznie małżeńskiej, to grzech Judasza polegał przede wszystkim na zdradzie, a potem odrzuceniu Bożego miłosierdzia. Jezus w trakcie Ostatniej Wieczerzy mówi, że jesteśmy Jego przyjaciółmi, jeśli czynimy to, co nam powiedział. A jeśli grzeszymy, czyli nie czynimy tego, co nam Jezus powiedział, to niszczymy przyjaźń. I to też jest zdrada.

Pokazałem tutaj kilka przykładów biblijnych potwierdzających moją tezę, że porównanie grzechu do zdrady jest uzasadnione. W sumie można znaleźć jeszcze kilka przykładów w podobny sposób potwierdzających to. Tylko pytanie, czy ludzie chcieliby to przyjąć. Niedawno mi pewna kobieta powiedziała: „No co ksiądz? Ja takich strasznych rzeczy nie robię. Ja tylko grzeszę. I się z tego spowiadam”. No właśnie „TYLKO”. Widać, że brakuje w wielu osobach rozumienia ciężaru i konsekwencji grzechu. I żyją jak żyją. A jak we wspomnianej rozmowie usłyszałem, że tak mówiąc odpycham ją od spowiedzi, to niestety nie wygląda to dobrze. Pytanie dla kogo. Nie chciałbym, by ludzie przeze mnie przestawali się spowiadać. Ale nie chciałbym także, by lekceważyli problemy grzechu, nic sobie z niego nie robili i żyli w przekonaniu, że przecież to normalne grzeszyć z myślą, że pójdą do spowiedzi i wszystko będzie w porządku.

Jeden komentarz do “Zdrada

  1. Justyna

    Nie wiem, czy mój komentarz będzie na temat, ale w sobotę spotkałam kobietę, która zawsze mówiła, że boi się u Księdza spowiadać. Można by rzec, że ją Ksiądz odpychał od spowiedzi, ale tylko od spowiedzi u Księdza. A niedawno nie miała wyjścia i musiała pójść do konfesjonalu, gdzie spowiadał właśnie Ksiądz. I stało się coś niesamowitego! Poczuła, że spowiada się u samego Jezusa! Nie pamięta nawet, co mówiła, ale wie, że mówiła do Jezusa i pamięta słowa Księdza. Otrzymała łaskę od Boga, by w spowiedniku nie widzieć konkretnego kapłana, ale samego Zbawiciela. Chwała Panu!
    Swoją drogą, ja też się wystraszyłam Księdza na Bednarskiej przy naszym pierwszym kontakcie, a potem widziałam już w Księdzu tylko Miłosiernego Jezusa. Coś w tym jest 😉

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.