Trochę w związku z ostatnią awarią wyleciało mi kilka pomysłów na posty. W ostatnich dniach o kilku myślałem. Ale w tej chwili mi się przypomniał tylko jeden. W sobotę byłem na święceniach diakonatu.
Może w tym momencie warto wyjaśnić, co to jest diakonat. Diakon, to najniższy stopień sakramentu święceń. Obecnie wśród siedmiu sakramentów nie powinno się wymieniać „kapłaństwa”, tylko właśnie „sakrament święceń”. Bo w ramach tych święceń obok biskupstwa i prezbiteratu (czyli tych podstawowych święceń kapłańskich) jest właśnie diakonat, który kapłaństwem nie jest. Diakon jest już jednak od tego momentu duchownym, przyrzekającym chociażby celibat i systematyczne odmawianie Liturgii Godzin. Diakon może czytać Ewangelię, głosić homilię, udzielać Chrztu św., za zgodą biskupa błogosławić małżeństwa oraz ogólnie błogosławić. W trakcie Mszy św. dokonuje dolania kropli wody do kielicha z winem, a w trakcie uroczystej doksologii („Przez Chrystusa”) podnosi kielich z Krwią Chrystusa obok celebransa unoszącego Hostię. To tyle w skrócie o diakonie. W polskiej rzeczywistości najczęściej diakonat jest rocznym, ostatnim przygotowaniem do święceń kapłańskich (prezbiteratu). Jednakże coraz częściej możemy się spotkać z tzw. diakonem stałym. Czyli mężczyzną, który nie przygotowuje się do kapłaństwa. W takim przypadku stałym diakonem może zostać człowiek żonaty.
Jak poznać diakona? Najłatwiej, gdy ma stułę przewieszoną na skos przez lewe ramię. Nieraz jednak tej stuły na Mszy św. nie widać, bo na liturgii może nosić zewnętrzną szatę podobną do ornatu – dalmatykę. Nieraz dalmatykę trudno odróżnić od ornatu, ale różni się m.in. tym, że w przeciwieństwie do szaty kapłańskiej ta diakońska ma oddzielone ręce/rękawy.
Dlaczego zdecydowałem się pisać o diakonacie. Po pierwsze, to dwa tygodnie miałem swoją rocznicę diakonatu. Przypomniała mi się historia, która miała miejsce wtedy, trzynaście lat temu, na dzień przed święceniami. Poszedłem do fryzjera i poprosiłem o to, by mnie pani ostrzygła, ale w taki sposób, by włosy najlepiej były gotowe następnego dnia. (Ja zazwyczaj wolę się strzyc przynajmniej na tydzień przed ważnymi uroczystościami.) Fryzjerka zaciekawiona moją prośbą, zapytała, czy ja mam mieć zaręczyny. Trochę zaskoczyło mnie to pytanie. Ja na to odpowiedziałem, że „coś w tym stylu”. Diakonat w pewnym sensie jest takimi zaręczynami przed ostatecznym kapłaństwem. Chociaż poprawniej trzeba by stwierdzić, że diakonat jest już zaślubinami (małżeństwem) z Chrystusem i Kościołem.
Drugi powód pisania o diakonacie, to właśnie niedawne święcenia diakonatu. Oto osobą duchowną został mój wychowanek. Mój były uczeń, kandydat do bierzmowania i ministrant z pierwszej parafii. To właśnie 9 lat temu w okolicach bierzmowania został ministrantem i wtedy pojawiły się pierwsze myśli o kapłaństwie. Pamiętam, jak zaskoczył mnie jego opis na komunikatorze internetowym: „God, what is your vocation?” (albo jakoś podobnie). Wtedy trochę o tym rozmawialiśmy. Ale droga do seminarium nie była bardzo prosta. Także w trakcie formacji seminaryjnej były różne wątpliwości i trudności. Ale dlatego tym bardziej jestem dumny z Piotrka. Pamiętam, że pisząc mu opinię kierującą do seminarium stwierdziłem, że mam przekonanie, że diecezja będzie miała z niego pożytek.
W trakcie sobotnich święceń przyszły mi do głowy słowa, które później mu powiedziałem, jako życzenia. Na moim obrazku prymicyjnym były słowa stanowiące niemalże motto mojego kapłaństwa: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, byście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał”. I zwróciłem uwagę na cztery ostatnie słowa. Piotrek, w moim przekonaniu, jest pierwszym takim bardzo namacalnym owocem mojej posługi kapłańskiej. I być może Jezus mnie powołał, bym wydał owoc (którym jest powołanie Piotrka) i by to powołanie (czyli owoc) trwało. Być może po to zostałem księdzem, by Piotr mógł też pójść drogą powołania i wydawać większe owoce od moich. Pomyślałem sobie, że może już zrobiłem to, co do mnie należy. I może czas umierać :). No nie… poczekamy jeszcze, jak Bóg da, do prezbiteratu Piotrka, a kto wie… może i biskupstwa. Oby więcej takich owoców. A radość moja będzie wielka – taką, jaką obiecywał Jezusa.
Witam Księdza bardzo bardzo SERDECZNIE !!!
Może to jest uzależnienie…ale ta awaria na Księdza blogu była dla mnie jakąś MAKABRESKĄ…są strony na tym blogu bez, których trudno mi jest…i jak przeczytam
to WIERZĘ i łatwiej mi jest ZROZUMIEĆ…CZUĆ bardziej…
Miałam kiedyś kolegę/przyjaciela z dużym poczucie humoru!!! ( nie ma już go)…godziny rozmów przy świecach…szukanie…błądzenie…rozpoznawanie i nagle… św.Augustyn i jego reguła : „Jeżeli lekarz zaleci kąpiel, to zakonnik ma dostosować się do zaleceń, nawet jeśli będzie sprawiało mu to przyjemność”.
To jest to!!!-krzyknął cały uradowany,że znalazł swój sens…swoją drogę.Chwała Panu