Czyżby przełom?

UWAGA. Bardzo długi wpis. Jak nie masz blisko 10 minut wolnego, może lekturę odłóż na później. 😉

Początek zimy, to każdorazowo trudny czas dla mnie. Czas spowiedzi przedświątecznych oraz początek kolędy jest naprawdę niełatwy. Raz, że spowiedzi bardzo dużo, dwa, że te spowiedzi częściej wynikają z tradycji niż z wiary i jest to trochę dołujące. Kolejna sprawa, to kolęda, której jest dużo, często w pośpiechu. A do tego pod wieloma drzwiami, a nawet i w iluś mieszkaniach, czuję się jak intruz.

I chyba tu jest „pies pogrzebany”. Chyba nie lubię czuć się jak intruz, który do czegokolwiek zmusza. Czyli nie lubię, gdy ktoś czuje się zmuszony otworzyć mi drzwi, bo ja idę po kolędzie, a jemu po prostu nie wypada otworzyć, albo otworzywszy przypadkowo nie wypada odmówić przyjęcia księdza. Także i w tych przedświątecznych spowiedziach nieraz czuję się jak intruz. Bo jeśli w wielu przypadkach daję odpowiednią z serca naukę, przekonuję, że warto być u spowiedzi częściej niż dwa razy do roku, a kolejne osoby przychodzą znowu od święta, to zaczynam się zastanawiać, czy oni cokolwiek chcą robić ze swoim życiem. I czy moje nauczenie nie jest jakimś narzucaniem im innego podejścia do życia, niż żyją i jest im z tym dobrze.

Oczywiście – nie mi oceniać, jak to jest z ich pragnieniami – na ile coś realnie chcą zmienić, a na ile to tylko kwestia przedświątecznego przyzwyczajenia. Ale nie zmienia to faktu, że takie poczucie bycia intruzem narzucającym coś innym ludziom powoduje zmęczenie nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne.

I w ten sposób, niestety, sytuacja się odwraca. I z mojego poczucia, że ja się komuś narzucam, dochodzę do sytuacji, że gdzieś ja innych ludzi potrafię odbierać jak intruzów. Bardzo smutne, co piszę, ale gdzieś tak zauważyłem. I chociaż z tą postawą w sobie walczę, nieraz to wraca. Ostatnio jednak chyba z tym jest lepiej.

Skąd to wszystko wynika? Chyba z problemu poczucia własnej wartości. Z moim poczuciem wartości jest o niebo lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Ale ostatnio gdzieś to wszystko zaczęło przygasać. Gdy kilka lat temu prowadziłem wspólnotę, w której razem wzrastaliśmy w wierze; z którymi robiliśmy ileś spraw ewangelizacyjnych; dla których po ludzku byłem ważny i tego doświadczałem, czułem, jak dużo Bóg daje miłości. Chciało się żyć. Ostatnie jednak 2,5 roku bez własnej wspólnoty, bez systematycznej formacji, spowodowało, że gdzieś to wszystko gasło. Ja mogę jak najbardziej szczerze każdemu spojrzeć prosto w oczy i powiedzieć, jak ważna jest wspólnota i sytematyczne robienie formacji.

I chyba obecnie dokonuje się jakiś przełom. Powstała bowiem nowa wspólnota. Na razie, można powiedzieć, raczkuje. Ale samo to oraz rozpoczęcie formacji, sprawia, że gdzieś na nowo zacząłem się otwierać na Boga, na ludzi itp. Wielką radością jest dla mnie także to, że w tej wspólnocie jest i będzie także kilka osób, z którymi wcześniej współpracowałem. A ci, którzy są całkowicie nowi, też jak widzę mają w sobie potencjał i chęć czegoś robienia. Jakże to ważne – także dla kapłana. Jest jeszcze jeden szkopuł w całej tej sprawie. Trzeba się modlić o więcej mężczyzn we wspólnocie. Ale wierzę, że i w tym Bóg nam pobłogosławi :).

Mężczyźni są ważni w dziele ewangelizacji. I to nie tylko z myślą o kapłaństwie. Ale także ważni są dobrzy mężowie, ojcowie. Ważne jest świadectwo ich życia. Nie przypadkowo Jezus wybrał mężczyzn. I nie można o tym zapominać. Gdy po świecie jeżdżą różni charyzmatycy, to częściej słychać o mężczyznach (chociaż nie tylko). Ostatnio nawiązałem troszkę bliższy kontakt z pewnym mężczyzną – Witkiem Wilkiem. To od niego przejęliśmy podręczniki do formacji we wspólnocie – Szkole Nowej Ewangelizacji. Jego też ostatnio słucham na audiobooku jadąc samochodem. Można o nim powiedzieć – Boży szaleniec. Myślę, że każdy z nas potrzebuje wokół siebie Bożych szaleńców. Są takie okresy, kiedy ja się tak czuję. Ale sporo łatwiej to przychodzi, gdy obok są podobni ludzie. Ale niedawne spotkanie z nim i słuchanie jego głoszenia dało mi dużo takiej Bożej mocy. I może dlatego też ten przełom.

Co więcej okazuje się, że możliwe, że będziemy współpracować. I to nie tylko na niwie Szkoły Nowej Ewangelizacji (on jest odpowiedzialnym za SNE Otwock). W rozmowie z nim dowiedziałem się, że ma on dużo ciekawych pomysłów ewangelizacyjnych. Wiele z nich już realizuje. Ale także i coś nowego ma w głowie. Niedawno mu się to pojawiło. Nie zdradzę o co chodzi. Ale powiem tyle, że w tych planach przydałby mu się egzorcysta i najlepiej z Warszawy. Ciekawostką, a może „tzw. przypadkiem” jest to, że w dniu, gdy on na ten pomysł wpadł, ja napisałem do niego maila w sprawie spotkania i tych podręczników do formacji. Podpisałem się, że jestem egzorcystą. I to pomogło, że się spotkaliśmy. Ale to też nie było tak oczywiste. Podobno Witek ma wiele maili nie odczytanych. Jeśli dobrze zrozumiałem, to więcej niż tysiąc. Ale postanowił sobie, że będzie codziennie co najmniej kilka maili odczytywał i na co najmniej jednego odpisywał. I tamtego właśnie dnia padło na mojego maila. Przypadek? Nie sądzę. Rozmowa z nim bardzo mnie pozytywnie nastawiła. Tego dnia, chociaż mieliśmy kilka godzin spowiadania przedświątecznego, zupełnie inaczej mi się spowiadało i podchodziło do ludzi.

(Kurcze, rozpisałem się, a to jeszcze nie koniec, ale zachęcam się nie poddawać w czytaniu. Co najwyżej wrócić do tego tekstu za jakiś czas).

Spotkanie z Witkiem mnie podbudowało. Ale za kilka dni pojawił się w moim sercu kryzys. Jakoś się podłamałem. Na to się wiele rzeczy składało. Nie chcę już opisywać co i jak. Było to jednak na rekolekcjach kapłańskich, które przeżywałem zaraz po świętach. W moim sercu wręcz pojawiło się rozgoryczenie i jakiś żal do Pana Boga. Chodziło tu m.in. o wspólnotę, o przyszłość, o to do czego Bóg mnie i bliskie mi osoby powołuje, czego chce. To wszystko raczej wynikało znowu z problemów z poczuciem wartości. Chciałbym być dobrym świadkiem wiary. Chciałbym, by po moich modlitwach ludzie wychodzili uzdrowieni. Ostatnio ktoś powiedział, że na prowadzonych przeze mnie Mszach o uzdrowienie i uwolnienie nie ma żadnych uzdrowień. I chociaż ileś osób na moje pytanie podniosło rękę, że Bóg działał, to nikt nie daje świadectwa. Świadectwa, które są umieszczone na stronach związanych z Mszą św. są nieliczne i mimo wszystko mało konkretne i ileś osób mogłoby stwierdzić, że to nic takiego. (Ja się akurat z tym nie zgodzę). Dodatkowo w ramach posługi egzorcysty jedną osobę prowadzę od blisko trzech lat i nie bardzo widać wielkiej poprawy. I kiedy pozbierałem te sytuacje do kupy, to stwierdziłem, że jestem beznadziejny. Że chyba Bóg nie chce, abym się nad ludźmi modlił. Dochodziłem w głowie do absurdalnych pytań: Co z tego, że kilka lat temu po modlitwach, w których brałem udział, działy się cuda uzdrowienia? Co z tego, że ileś dzieci się urodziło z matek, które przez wiele lat miały problem z poczęciem? Te kilka dni temu, gdy przeżywałem kryzys, to wszystko przestało się dla mnie liczyć. I te wszystkie żale wylałem na Boga. Wyrzuciłem Mu w modlitwie, co mnie denerwuje, wkurza, co mi się nie podoba. Następnego dnia oddałem to także wszystko w spowiedzi.

W międzyczasie w ramach formacji wspólnotowej medytowałem fragment Ewangelii św. Marka mówiący o wysłaniu przez Jezusa apostołów. Jezus dał im władzę wypędzania złych duchów. Oni wielu uzdrawiali i uwalniali od mocy zła. W tych dniach zacząłem słuchać też nagrań tego Witka i sobie uświadomiłem, że ja po prostu nie wierzę, że mam tę władzę. Wiem, że mam dekret od biskupa. Ale chyba nie do końca wierzę, że jak rozkażę złemu duchowi, to on musi odejść. Kiedyś chyba bardziej wierzyłem. Gdy miałem wokół siebie wspólnotę i gdy byłem bardziej gorący w wierze. Ale teraz właśnie, w dzień zakończenia rekolekcji kapłańskich, w dzień spowiedzi, w dzień robienia medytacji o posyłanych apostołach i w dniu w którym zacząłem słuchać Witka i wcielać to w życie (wszystko chyba wydarzyło się w jednym dniu), coś się chyba we mnie zmieniło.

Pan Bóg też dał jakieś potwierdzenia. Pewne wątpliwości w sprawie nowej wspólnoty się zaczęły wyjaśniać w sposób zgodny z moimi pragnieniami. Dodatkowo jakoś prościej było mi dziś chodzić ponad trzy godzin odwiedzając z Komunią św. chorych. Jedna z pań, które w zeszłym miesiącu ledwo co żyły obecnie są w lepszym stanie. Przypomniało mi się, że wtedy się nad nią modliłem o uzdrowienie i umocnienie. Dziś się nad dwoma innymi modliłem. I jedna z nich zapytała mnie, czy jak kilka miesięcy temu, gdy się nad nią modliłem o uzdrowienie chorej ręki i została uzdrowiona, to czy powinna to zgłosić jako świadectwo proboszczowi. Dla mnie taki pozytywny szok. Pan Bóg pokazuje mi: „jestem i czuwam i dokonuję przez Ciebie kolejne znaki i cuda. A ty się nie przejmuj tym, że niektórzy różne rzeczy gadają i nie zawsze jest tak, jak ty byś chciał. Zaufaj mi, daj się poprowadzić i uwierz, że chcę, byś był moim narzędziem, a ja będę objawiał swoją chwałę.”

Jak to fajnie jest się nie skupiać na sobie i swoich słabościach. Warto zaufać Bogu, a wtedy On będzie czynił wielkie rzeczy w naszym życiu i wokół nas także.

Przepraszam, że tak dużo napisałem. Ale jakoś tak wyszło. Może powinienem pisać jakąś książkę. Ale domyślam się, że nic by z tego nie wyszło. Mam problem z cierpliwością i systematycznością.

10 komentarzy do “Czyżby przełom?

  1. Dominika

    Czytam ten wpis i sobie myślę, że może trzeba oczy szerzej otwierać 😉 a tak już na poważnie to na ostatnich modlitwach o uzdrowienie, tyle się działo. Widać było jak Bóg tam mocno dziala. Po Księdza modlitwie z nałożeniem rąk, widziałam jak kilka osób doswiadczalo spoczynku, jak ludzie wracali przemienieni. Jedna osoba podzieliła się ze mną, jak bardzo Duch Św. działał. A do dawania świadectwa myślę, ze też trzeba dojrzeć.
    A czasem może być tak, że nie widać owoców, bo człowiek się zamyka na działanie Boga.
    A druga sprawa, pomijając takie spektakularne wydarzenia, to przecież ile razy podczas spowiedzi Ksiądz da jakieś słowa, które potem pracują. Jak Bóg działa bardzo konkretnie przez Księdza posługę. Czy jakies kazanie, wpis na blogu. Niby drobne sprawy, a jednak. Dla mnie osobiście bardzo Bóg przez Księdza działa. I jestem Bogu wdzięczna, że takiego świadka żywej wiary, postawił na mojej drodze.

    Odpowiedz
  2. Justyna

    Jak ja dziękuję Księdzu za ten wpis! Dzięki niemu uwierzyłam, że i u mnie może nadejść taki przełomowy moment. Po świętach również złapałam duchowego doła i robiłam wyrzuty Panu Bogu. Oddałam to wszystko Jezusowi w spowiedzi, ale tylko częściowo poczułam się lepiej. Teraz wierzę, że musi zdarzyć się coś więcej, by nadeszła zmiana. Jednym z tych czynników jest Księdza wpis na blogu. Życzę Księdzu odnalezienia w nowej wspólnocie tego, za czym tęskni Księdza serce, a także niezachwianej wiary w to, że jest Ksiądz posłany przez Pana do czynienia wielkich rzeczy w Imię Jezusa Chrystusa! Ksiądz był, jest i będzie wspaniałym narzędziem w rękach Boga! A ludzie albo będą dawać świadectwa, albo nie, bo się wstydzą, boją lub nie wierzą w trwałe owoce modlitwy. Dawno nie byłam na Mszy św. o uwolnienie na Grójeckiej, więc nie wiem, jak wygląda zapraszanie wiernych do dawania świadectwa. Myślę, że odpowiednie słowa zachęty i pomoc ze strony ludzi ze wspólnoty mogłyby ośmielić zgromadzonych do świadectw. Pozdrawiam serdecznie!

    Odpowiedz
    1. jewka

      @Justyna : Od 10 lat spędzam Wigilię tylko ja i mój syn…zawsze ciężko jest…ale gdy zabrzmi Ewangelia św. Łukasza robi się lepiej…Pozdrawiam serdecznie

      Odpowiedz
  3. jewka

    Witam Księdza serdecznie w Nowym (kalendarzowym) Roku
    I życzę…WIARY MIŁOŚCI I…NADZIEJII, że się spełni OBIETNICA…
    I bardzo dziękuję za TEN ROK… bo BYŁ PIĘKNY…dla mnie
    A Księdza niech Bóg błogosławi i prowadzi we wszystkim co Ksiądz robi…
    I ja też przepraszam, bo będzie długo…chociaż Księdza długie posty dla mnie i przypuszczam dla wszystkich czytelników …są WSKAZNE 🙂
    Wczorajszy dzień był dla mnie bardzo, bardzo dziwny…wszystko wskazywało na to, że nie mogłabym być na Mszy św…ale BYŁAM…i jak zawsze ci sami ludzie, którzy przychodzą na tą Mszę byli, oprócz jednej wielkiej osoby, która mi zasłoniła ołtarz…dziwnie mi było bo zawsze przede mną była znajoma starsza pani, ale trzymając w ręku różaniec…NIE DAŁAM SIĘ…ZAAKCEPTOWAŁAM …:)
    Uzdrowienia i uwolnienia zależą od łaski Pana…wierzę w to mocno…to się dzieje według Jego woli i tak ma być…
    Czytając Księdza archiwalne posty, jestem przekonana, że była WSÓLNOTA , którą Ksiądz tworzył była dla Księdza bardzo ważna…nie może Ksiądz do niej wrócić ?! żeby tam się spełniać…nie mam pojęcia jakie są procedury…ale jeżeli to było tak bardzo drogie sercu..to może warto powalczyć !?…” Chodzie, powrócimy do Pana On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże” (Oz 6,1)
    Czytam Biblię według Lectio divina , to jest bardzo trudne!!!, ale staram się podołać 🙂
    pomaga książka ks. Wonsa ” Uwierzyć Jezusowi”
    Niech Jezus Chrystus Księdza błogosławi. Amen.

    Odpowiedz
  4. Dominik

    Myślę, że specyfiką Księdza powołania jest to, że większość efektów Księdza posługi pozostanie na zawsze w ukryciu. Oczywiście o wielu cudach Ksiądz się dowie ze świadectw, ale tego „paliwa” czasem może być za mało, mimo, że Bóg będzie działał. Akurat moja rodzina zawdzięcza Księdza posłudze bardzo wiele, tzn. na przedostatniej Mszy dokonało się cudowne uzdrowienie, przerastające wręcz nasze marzenia.

    To, co Ksiądz robi jest bardzo ważne i bardzo potrzebne, jestem o tym przekonany. I nawet jeśli ci, którzy mówią, mówią niechętnie, to jest ktoś taki, kto milczy, choć doświadczył dobra. Proszę o tym pamiętać.

    Ja po przeczytaniu tego bloga życzę Księdzu przede wszystkim wiele, wiele Nadziei. Modlę się za Księdza (ale to nie od dziś 🙂 Życzę również odpoczynku, bo to jest zawsze potrzebne. Siły wrócą. Szczęść Boże.

    P.S. U nas Ksiądz będzie zawsze mile widziany. Czekamy na kolędę 🙂

    Odpowiedz
    1. jewka

      Dominik..przede wszystkim Wszelkiego Dobra na Nowy Rok dla Ciebie i całej Twojej Rodziny i Bożego błogosławieństwa na Wasze Życie.
      I bardzo dziękuję za ten post…bo wynikało z niego , że nie tylko ja nie mogę spać (godzina publikacji) 🙂
      Bo faktycznie …nie mogłam spać…po tym poście Księdza Jacka…bezsensu było „liczenie baranów”…więc zaczęłam pisać…i klik opublikuj…i stało się POSZŁO W ŚWIAT…a później chwila zastanowienia (rychło w czas…czy na Księdza blogu można pisać o tej godzinie !!!?)
      Oczywiście,że można, a nawet należy bo …Bóg zazwyczaj przychodzi nocą, niespodziewanie…tak jak do Jakuba…powiedział mądry Ksiądz…Amen

      Odpowiedz
  5. o.

    Ja dziękuje Bogu, że jest mi dane przybliżać się do Boga dzięki Księdza posłudze. To, co wydarzyło się w moim życiu przez ostatni okres czasu, to niewątpliwie cud, nie jeden, a tyle, że aż nie sposób zliczyć! Co do Mszy Św. z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie, doświadczyłam ogromnej mocy Ducha Świętego i zostałam uzdrowiona.

    Odpowiedz
  6. Dominika

    Tak się jeszcze zastanawiam w kontekście tego wpisu. Wczoraj na spotkaniu mialam modlitwe wstawiennicza i byly różne pary wstawiennikow i zastanawiałam się, czy jest różnica do kogo podejde. Czy od wiary, charyzmatów osób, które się modlą zależy jak Bóg działa, czy od mojej otwartości na łaskę? Czy w ogóle to nie ma znaczenia, bo Bóg będzie działał jak chce i kiedy chce. Z Księdza wpisu wywnioskować można, że w duzej mierze od otwartosci ludzi, którzy się modlą nade mną, zależy doświadczenie działania Boga…

    Odpowiedz
  7. Paulina

    Chciałabym bardzo księdzu podziękować za ten wpis. Dodał mi on otuchy. 3 lata temu bardzo mi ksiadz pomógł swoja posługa egzorcysty uwlaniajac od udreczen. W okresie tych Świat miałam mały kryzys i prosiłam Boga o pomoc. Przyprowadził mnie znow do ksiedza bo oto znalazlam ten blog i dowiedzialam sie o odprawianych przez ksiedza nabozenstwach o uwolnienie i uzdrowienie. Z niecierpliwoscia czekam na najblizsze nabozenstwo. Bardzo mnie tez ucieszyla informacja ze zawiazuje ksiadz nowa wspolnote. Bog zapłac za wszystko!

    Odpowiedz
  8. Kasia

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
    Na szczęście miałam 10 minut i dobrnęłam do końca 🙂 między słowem a słowem uświadomiłam sobie, że za przełomy w życiu najczęściej odpowiedzialny jest szatan. To on do nich doprowadza, ciesząc się że tak łatwo jest złamać człowieka, tym bardziej księdza, tym bardziej oddanego Bogu katolika, tym bardziej praktykującego, wierzącego ojca rodziny, tym bardziej ufającą Panu matkę…niestety być może najbardziej egzorcystę. Szatan nienawidzi egzorcystów (najprostszy przykład ojciec Matteo de Agnone) i podsuwa właśnie takie myśli, wszystko po to żeby poczuć się słabszym w swoim działaniu. Szkoda, że z tą wiedzą, sama tak często tracę siły i trudno mi dotrzeć na msze, które uwielbiałam w Ursusie 🙂
    Z Panem Bogiem i mam nadzieję do zobaczenia

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.