Cuda we Włoszech

Ten wpis jest kontynuacją poprzedniego (Pół roku temu…). I zachęcam do przeczytania wpierw tamtej treści. Ale można także i przeczytać te teksty niezależnie.

Przez minione pół roku kilkakrotnie kontaktowałem się oraz spotykałem z Polką, która nas przyjęła we Włoszech i zorganizowała nabożeństwo z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie. Od niej dowiedziałem się o co najmniej dwóch uzdrowieniach, które miały miejsce po naszych modlitwach. Niestety jedno z nich po prawie pół roku się cofnęło. Ale to też może być ważne. Dlatego też od tego przypadku rozpocznę.

Na moje modlitwy został zaproszony były dyrektor miejscowego banku. Człowiek ten miał ogromny problem z bólem głowy. Przez 1,5 roku szukał pomocy u najlepszych włoskich lekarzy – w tym u onkologów. Żadne działania nie przynosiły skutku. Dostawał najróżniejsze leki, lecz żadne z nich nie były skuteczne. Tak trafił na prowadzoną przeze mnie Mszę i modlitwy. Po modlitwach momentalnie ból ustąpił. Człowiek ten był bardzo uradowany. Opowiadał ludziom, że to się wydarzyło w trakcie tych modlitw. Pojechał także do swojego lekarza. Jednakże ten specjalista stwierdził, że to nie od modlitw, ale po prostu lek zaczął działać. Hmmm…  ciekawe, że na 1,5 roku leczenia lek zaczyna działać dokładnie w tym samym dniu, co była Msza i modlitwy??? Żeby było jasne – uzdrowienie podczas modlitwy nie wyklucza pomocy medycznej. Bóg działa całościowo na człowieka i od dawna wie, kiedy chce szczególnie zadziałać, więc do tego przygotowuje, także przez pomoc lekarza i działanie leków.

Ta opinia lekarza zaczęła trochę łamać nastawienie tego bankiera. Chociaż nieraz nadal mówił o modlitwach, to coraz częściej przebąkiwał o tabletce, która dała mu zdrowie. Jednocześnie chwilowy zapał wiary, który pojawił się po modlitwach osłabł. I tak jak przed tymi modlitwami nie chodził do kościoła, potem na pewien czas się nawrócił, tak później znowu porzucił wiarę. A ludziom już tylko mówił o tabletce.

Niestety niewiele przed ostatnimi świętami choroba wróciła. Szkoda trochę, ale może to też pewien znak dla każdego z nas. Biskup Józef Górzyński, który jeszcze będąc prefektem w naszym seminarium, wielokrotnie powtarzał: „Nie ma takiej łaski, której nie można utracić”. Mi jednocześnie kojarzy się scena z Ewangelii o duchu wyrzuconym z człowieka, który wraca z siedmioma innym duchami i doprowadza do jeszcze gorszego stanu niż był wcześniej. Dlatego też tak ważne jest uzdrowienie duchowe człowieka i przylgnięcie do Boga, który jako jedyny może nas przed powrotem złych duchów ochronić. Ja po uwolnieniu osób w trakcie egzorcyzmów, zazwyczaj wysyłam je na rekolekcje ewangelizacyjne, by zbliżyły się do Boga i Jego Miłości.

Drugi przypadek uzdrowienia jest z perspektywy dzisiejszego dnia nadal trwały (wierzę, że tak zawsze będzie). Pewna kobieta miała ogromne problemy z gardłem i przełykiem. Trudno było jej cokolwiek spożywać, mówić. I nic jej nie pomagało. Miała wrażenie, jakby coś ją za ten przełyk trzymało, jakby coś w niej zalegało. W trakcie modlitw, a dokładniej w trakcie jednego z wielbiących śpiewów, ta kobieta poczuła, że coś „jakby podchodzi jej do góry” w przełyku, w stronę gardła. W trakcie modlitwy modlitwy z nałożonymi rękoma ostatecznie jej gardło odpuściło. I poczuła ogromną ulgę, której nie miała od dłuższego czasu. I ta ulga trwa po dzisiejszy dzień. Nie ma problemu czegokolwiek jeść, ani mówić. A ma co mówić. Opowiada ludziom o tym, co ją spotkało. Zbliżyła się mocno do Boga, jest bardzo gorliwą chrześcijanką. I dziękuje Bogu za wielkie łaski, które otrzymała.

A mi co pozostaje? Też wykrzyczeć na cześć Pana: Chwała Panu, który działa ponad podziałami i dla którego granice oraz nieznajomość obcego języka nie są problemem.

Alleluja!

Jeden komentarz do “Cuda we Włoszech

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.