Ten post miał się pojawić na moim blogu już dawno. Nie pamiętam dokładnie, czy to miało być rok temu, czy dwa. Na pewno był związany z przerabianiem tematu małżeństwa w klasie maturalnej na religii. Teraz znowu do tego tematu się zbliżam. A jednocześnie nieraz podobne sprawy wychodzą w konfesjonale.
Ileś ludzi nie widzi problemu w stosowaniu antykoncepcji. Wydawać by się mogło, że przecież człowiek, gdy jest wierny swojej żonie/mężowi, to nie powinien mieć problemu z tym, czy korzysta z antykoncepcji. Jakże często argumentem padającym w rozmowie o antykoncepcji jest stwierdzenie, że lepiej mieć mniej dzieci (więc używać antykoncepcji), niż wychowywać je w biedzie, czy w ogóle porzucić.
Gdyby tego nawiasu nie było, to może ileś racji by w tym było. Ale nawet gdyby, to w kościele nie obowiązuje zasada, że cel uświęca środki. Jeśli coś ma być dobre, to musi być dobre nie tylko w celu, ale także w sposobie jego osiągnięcia. Innymi słowy – musi być dobre w każdym szczególe.
Jakie zatem można znaleźć argumenty przeciwko antykoncepcji?
Pierwsze słowa Boga skierowane w Piśmie Świętym do człowieka brzmią: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1,28). Ponieważ są to pierwsze słowa, więc są niewątpliwie niezmiernie ważne. Bóg nawet nie mówi: „kochajcie się”, ale „bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. Zatem działanie, które ma ograniczyć płodność jest zanegowaniem wezwaniem Boga, a poniekąd i godności człowieka.
Kolejna sprawa, to kwestia tego, że Bóg jest dawcą życia. Nieraz w Piśmie św. znajdujemy słowa mówiące o tym, że ilość dzieci jest potwierdzeniem błogosławieństwa Bożego. Człowiek, który zamyka się na nowe życie podważa działanie Boga stwórcy i zamyka się na Jego błogosławieństwo, a poniekąd sprowadza na siebie i swoje potomstwo odwrotność błogosławieństwa, czyli przekleństwo.
Kolejny cytat: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje” (Łk 9,48). A kto nie przyjmuje dziecka??? Proszę sobie dopowiedzieć. Wnioski jak w poprzednim akapicie.
Kolejnym problemem z otworzeniem się na dar potomstwa, jest kwestia zaufania Bogu. Jeśli Bóg jest dawcą życia, to człowiek sięgający po antykoncepcję, niejako wyraża przekonanie, jakoby Bóg był tym, który tylko chce człowiekowi utrudnić życie. Pamiętajmy, że Bóg kocha każdego z nas i pragnie naszego szczęścia. Jednocześnie nic w świecie nie wydarzy się bez zgody Boga. A Bóg dopuszcza tylko to, z czego może wyprowadzić dobro. Św. Paweł pisał, że „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28). Zatem jeśli da życie człowiekowi, to pomoże z tego wyprowadzić dobro. I człowiek, który boi się nowego życia, chyba nie wierzy w to dobro od Boga. A zatem Mu nie ufa, nie wierzy.
Kolejny argument jest związany już z samym sakramentem. Jednym z dwóch celów małżeństwa jest „zrodzenie i wychowanie potomstwa” (KKK 1601). Jeśli człowiek podważa główny filar małżeństwa, to co można powiedzieć o małżeństwie? Albo podobnie rozumując: Przed przysięgą małżeńską kapłan pyta narzeczonych m.in.: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?” Konieczna jest tu odpowiedź „chcemy”. Gdyby tu była odpowiedź negatywna, małżeństwo mogłoby nie być ważnie zawarte. Antykoncepcja jest jednak wyrażeniem „nie chcemy, by nas Bóg obdarzył potomstwem”, a niejako także „nie chcemy przyjąć potomstwa, którym nas Bóg obdarzy”. Ale jeśli małżonkowie sobie przyrzekają „chcemy przyjąć potomstwo, którym nas Bóg obdarzy”, a potem poprzez antykoncepcję negują tę przysięgę, to pytanie, na ile odpowiedzialnie do tego podchodzą. Przecież co by się stało, gdyby człowiek wycofał się z obietnic składanych w trakcie ślubu? Co się stanie, gdy małżonkowie, którzy mówili „przyrzekam Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską” zaczęli stosować „nie chcę Ci przyrzekać miłości, wierności i uczciwości”? Człowiek, który podkopuje jeden z fundamentów małżeństwa, naraża się, że cało to małżeństwo upadnie. Jedno z możliwych czytań ślubnych mówi o domu budowanym na skale i na piasku. Potrzebny jest solidny fundament którego częścią jest także kwestia płodności i przekazywania życia…
Ktoś mógłby w tym momencie stwierdzić: „No dobra, ale Bóg dał jednak człowiekowi rozum i rzeczywiście nieroztropne byłoby kolejne dziecko”. Myślę, że taką kwestię trzeba rozeznać. Ale jeśli jesteś przekonany, że to nie tylko Twój kaprys, to zaufaj Bogu. On tak stworzył świat i naturę ludzką, że kobieta ma okresy płodne i niepłodne. I z tą naturą współpracuj. Jednocześnie zostawiając ostateczną decyzję Bogu. Nie bądź jak zwierzę, które musi współżyć, kiedy ma ochotę, ale bądź człowiekiem, który realizuje jedno z pierwszych zadań postawionych przez Boga, mianowicie panowanie nad zwierzętami (Rdz 1,26). Panuj także nad zwierzęciem w sobie.
Podobne rozumowanie można przeprowadzić także w kwestii jakichś chorób, które nakazują pewne środki zaradcze. W trakcie stosowania środków antykoncepcyjnych należy zachować abstynencję od seksu. A w innych sytuacjach jednak sprowadzić seks tylko do dni niepłodnych.
Wierzę, że jeśli zaufasz Bogu i będziesz z Nim współpracować w kwestii Twojej płodności i przekazywania życia, to On Ci będzie błogosławił i troszczył się o możliwości wychowania dzieci. Jeśli jednak od Niego się odwrócisz przez grzech i będziesz chciał używać życia po swojemu, może się okazać, że nie bardzo będzie w stanie Ci pomóc. Pozwól Mu prowadzić Cię przez życie, a nie będziesz żałować.