Co chwilę w mojej głowie pojawiają się różne sprawy, które mógłbym opisać na blogu. Ale jakoś nie ma czasu, albo odkładam na później. Później jednak zapominam, co chciałem napisać. Pojawiają się nowe pomysły, ale znowu odkładam na później itd. itp. Staram się jakoś obserwować świat, wyciągać wnioski. Nie zawsze mógłbym się oczywiście podzielić, by nie być oskarżonym o złamanie tajemnicy spowiedzi. Bo jeśli nawet tego nie robię, to gdybym mówił o jakichś grzechach, mógłby ktoś stwierdzić, że zdradziłem tajemnicę… A to zupełnie nie tak. Tyle może tytułem wstępu, a przejdę do konkretnej myśli.
Ostatnio prowadziłem konferencję przedchrzcielną. Uczestnicy tej konferencji byli różni. Ale niestety byli i tacy, którzy żyją bez jakiegokolwiek formalnego związku ze sobą, co czyni ich niemalże niezdolnych do życia sakramentami. Ale mimo wszystko nic nie zwalnia ich z obowiązku przekazania wiary ich dzieciom. Troszeczkę inna sprawa dotyczy chrzestnych. Inna w tym sensie, że mają mniej kontaktów z dziećmi. A także dlatego inna, że o ile rodziców dla dziecka się na ogół (poza kwestią adopcji) nie wybiera, o tyle chrzestnych się wybiera. I albo ktoś się na bycie chrzestnym zgodzi, albo nie. (Chyba już kiedyś na tym blogu pisałem, że stwierdzenie, że dziecku się nie odmawia i dlatego nie można odmówić bycia chrzestnym, jest podejściem zabobonnym, a odmówić bycia chrzestnym można, a w niektórych sytuacjach nawet należy). Podjęcie się bycia chrzestnym jest odpowiedzialną decyzją. Kiedyś jako chrzestni będziemy przed Bogiem zdawali rachunek z tego, na ile dołożyliśmy wszelkich starań, by dziecko było wychowane po katolicku i otworzyło się na wiarę.
Niestety wielu chrzestnych nie ma nawet takiej świadomości. Wydaje się, że są potrzebni tylko na chrzcie, komunii i być może ślubie. A dodatkowo tylko do dawania prezentów. A prawda jest taka, że o dziecko i jego wiarę trzeba się troszczyć. Zapewne nikt dojrzały nie będzie w taki sposób brał do rąk niemowlaka, by mogła mu się zdarzyć jakaś krzywda (np., że wypadnie z rąk na podłogę, albo uderzy się o coś). Ale jak często rodzice i chrzestni z taką uwagę nie podchodzą do sfery duchowej dziecka. Święty Paweł pisał, że nosimy skarb w naczyniach glinianych. Łaska Chrztu Św. i związane z tym dziecięctwo Boże oraz włączenie w tajemnicę zbawienia jest ogromnym skarbem. Ale jakże często łatwo zniszczyć ten skarb, podobnie jak łatwo zniszczyć gliniane naczynie. A rodzice i chrzestni często tego nie rozumieją. Boją się, by dziecku się fizyczna krzywda nie stała, a ze sferą duchową tak delikatnie nie podchodzą. Trzeba zmienić podejście. Jest o co walczyć. Wiara dziecka jest skarbem i może stać się skarbem także dla rodziców. (Znam wiele przypadków, gdy rodzice dochodzili do wiary dzięki wierze dziecka). Ale trzeba o ten skarb dbać. I człowiek, który decyduje się na bycie chrzestnym, powinien mieć tego świadomość.
Dotyczy to nie tylko chrzestnych, ale także rodziców. Bo chociaż się ich nie wybiera, to jednak osoby podejmujące współżycie seksualne powinny wiedzieć, że już w tym momencie powinny troszczyć się o skarb, którym ich Bóg obdarzy, jako owoc tego współżycia. Jeśli współżycie jest tylko zaspokajaniem żądz, a nie wejściem w tajemnicę Bożego daru i dzieła stwarzania, to już na starcie można zrobić poczętemu dziecku krzywdę.
Podejdźmy zatem do życia jak do skarbu. Do swojego życia, do życia dziecka i życia chrześniaków. Niech nasza troska o dzieci będzie już od momentu decyzji o współżyciu, czy zgodzie na bycie chrzestnym, i trwa przez całe życie – a szczególnie do momentu osiągnięcia dojrzałości przez dziecko. Życie to naprawdę wielki skarb. Tylko uważajmy, by przez zbytnią lekkomyślność go nie zniszczyć.
Szkoda tych zapomnianych przemyśleń… A może Ksiądz dałby się namówić na robienie krótkich notatek z pojawiających się myśli, które w wolnym czasie mógłby rozwinąć na blogu? Proponuję założenie dzienniczka ze „złotymi myślami” 🙂
Ksiądz pięknie przedstawia sprawę Chrztu świętego zarówno na tym blogu, jak i w audycji, którą kiedyś wysłuchałam. O ile dobrze pamiętam, tam była mowa o parasolu ochronnym, w którym niestety mogą się pojawić dziury… Nie wiem, czy da się uniknąć chociaż jednej dziury. Ludzie nie są idealni. Sama zapewne mam coś na sumieniu, jeśli chodzi o wybór chrzestnych dla mojego dziecka. Pozostaje mi ufać, że wiara moja i mojego męża wystarczyła…
Witam Księdza serdecznie
Mam w pracy doktoranta z Brazylii. Przesympatyczny, otwarty i ciepły młody człowiek. Rozmawiamy ze sobą po angielsku. Ale dzisiaj rano dr Lio (skrót od Leopolda) jak mnie zobaczył odezwał się tak : eunaustopreukupadu( fonetycznie). Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, a nie chciałam okazać braku szacunku dla jego rodzimego języka, więc powiedziałam ok ,na swoją własną odpowiedzialność!!!
Jednak męczyło mnie to ogromnie i w domu zaczęłam szukać co te słowa znaczą po portugalsku?! Okazało się że…NIE MARTW SIĘ….skąd On wiedział, że się martwię !!!?….
Bardzo chciałam, żeby matką chrzestną mojego syna była moja przyjaciółka. Jednak gdy Jej to zaproponowałam, najpierw bardzo się ucieszyła, a za chwilę odmówiła stwierdzając,że nie przyjęła wszystkich sakramentów i nie chciałaby zaszkodzić tym mojemu synowi. Było mi bardzo przykro z powodu jej odmowy….Dzisiaj rozumiem, że to Ona miała rację. Chwała Panu.
Zupełnie nie na temat…
Kiedyś, jakaś druga lub trzecia klasa szkoły podstawowej mojego syna…Do domu wszedł mój syn i jego kolega Maciek. Miny mieli straszne!!! Okazało się, że muszą zrobić dowolnie wybrane figury geometryczne z brystolu (dzisiaj to chyba taki 3 D …). Zrobiliśmy!!! Mój syn dostał 4, a Maciek 5!!! Bardzo byli szczęśliwi, że im się udało. Dzisiaj spotkałam już dorosłego Maćka, który ma kłopoty i nie umiałam mu pomóc tak od razu, jak wtedy…ale będę się za niego modlić i mocno wierzę w to, że Pan mnie wysłucha. Chwała Panu.