Przyczyna wniebowzięcia Maryi

Miałem dziś pisać post o Kursie Jan, z którego wczoraj wróciłem. Jednakże w tej chwili nie napiszę bezpośrednio o nim. Jednocześnie na refleksje, które się tu pojawią niewątpliwie wpływ miał kurs – a dokładniej pewne słowa tam usłyszane.
O czym tu będzie? No… w sumie, to już w tytule. Dlaczego Maryja dostąpiła łaski wzięcia do nieba z ciałem i duszą? Niby odpowiedź jasna, mimo, że rozbudowana. Jednakże dzisiejsza Ewangelia przynosi odpowiedź dosyć krótką, choć treściwą i pociągającą za sobą wiele treści. Elżbieta nazywa Maryję jako błogosławioną między niewiastami. Dlaczego? Bo uwierzyła słowom wypowiedzianym Jej przez Pana.
Właśnie! Nie koniecznie najważniejsze jest to, że Maryja powiedziała „FIAT”, ale to, że uwierzyła w Słowa Boże, skierowane do niej. To właśnie z tej wiary wynika FIAT. Posłuszeństwo wynika z żywej wiary. To z tej wiary wynikało wiele w życiu Maryi. Przez całe życie miała wiarę w to, kim jest Jej Syn i jakie konsekwencje mogą być tego. Ale nagrodą za tę wiarę (nie tylko ogólną w istnienie Boga, czy to, że Jezus ma Słowa życia wiecznego lecz wiarę w słowa skierowane konkretnie do niej) jest także właśnie Wniebowzięcie.
To moje dzisiejsze spostrzeżenie idzie w parze z pewnym – wydawałoby się mało istotnym – momentem na Kursie Jan. Jedna z prowadzących mówiła świadectwo i wspomniała, że kiedyś rozważała, czy ma Ewangelizować poprzez współprowadzenie kursów ewangelizacyjnych, czy też jej się to tylko wydaje. Wtedy, po modlitwie, otworzyła Pismo Święte i trafiła na Słowo o głoszeniu Ewangelii. Powiem szczerze, że nieraz jestem sceptyczny takiemu szukaniu odpowiedzi od Pana Boga – to może być co najwyżej potwierdzenie, które musi iść w parze z innymi Słowami, znakami, które razem się potwierdzają. Ta prowadząca otrzymawszy takie słowa, nie miała wątpliwości, że ma głosić Chrystusa, w ten sposób, który jej chodził po głowie. W momencie gdy ja usłyszałem to świadectwo, w moim sercu pojawiło się takie mocne pytanie: „A Ty dlaczego nie robisz tego, co już nieraz słyszałeś?”. Przypomniały mi się Słowa, które kilka miesięcy temu otrzymałem przez charyzmatycznego księdza, w trakcie modlitwy nade mną. Mocno ufam temu księdza, a do tego on prawie w ogóle mnie nie zna, a otrzymał Słowa (bez zaglądania do Biblii), które zacytował oraz podał miejsce występowania w Piśmie Świętym:
Ale podnieś się i stań na nogi, bo ukazałem się tobie po to, aby ustanowić cię sługą i świadkiem tego, co zobaczyłeś, i tego, co ci objawię.  Obronię cię przed ludem i przed poganami, do których cię posyłam, abyś otworzył im oczy i odwrócił od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga. Aby przez wiarę we Mnie otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi” (Dz 26,16-18)
Słowa mocne, ale wbrew pozorom przynajmniej częściowo adekwatne do mojego życia. Co więcej – idące w parze z różnymi doświadczeniami i proroctwami z innych momentów mojego życia. I wtedy na Kursie Jan, a także dziś myśląc nad Ewangelią pojawiło się pytanie: „A ja, czy wierzę w Słowa przekazane mi przez Pana?”.
Dla mnie, który z jakimiś sprawami charyzmatycznymi mam do czynienia od niewielu lat, może niedawno nie było jasne to, co powiedział ksiądz, któremu pod tym względem można zaufać. Jeśli Bóg przekazuje proroctwo, to nie można czekać, tylko wypełnić to, do czego wzywa.
Czemu zatem zwlekam? Może dlatego, że w mojej posłudze uwalniania byłem niejednokrotnie zmanipulowany przez ojca kłamstwa – czy to bezpośrednio, czy przez jakieś osoby, które wykorzystał. A przez to trudno być pewnym, gdzie jest prawda, a gdzie tylko manipulacja.
Może jednak wynika to z – uwaga: oto prawda o mnie – z niezbyt wysokiego (choć stale wzrastającego) poczucia własnej wartości. Chyba przez to trudno mi uwierzyć, ze wiele słów, które Bóg do mnie kieruje, a zapowiada ważne zadania dla mnie, są prawdziwe. Czy to możliwe, że Bóg chce mnie, słabego, nie do końca wierzącego w siebie, wykorzystać do wielkich spraw? Rozum potrafi mi wytłumaczyć, że byłaby to nie pierwsza taka sprawa w historii. Ale serce za tym nie nadąża.
Dobra… ja muszę kończyć… Ale jeszcze coś niedługo napiszę… Wszak ma być jeszcze o kursie Jan – tam będą wnioski, co dalej. Ale zadam jeszcze pytanie do Ciebie, Drogi Czytelniku: „Czy Ty wierzysz w Słowa, które mówi do Ciebie Pan – chociażby na kartach Pisma Świętego?” Czy wierzysz, że jesteś Jego umiłowanym dzieckiem, przez Niego wybranym, powołanym i wezwanym do głoszenia Ewangelii i świętości? Jeśli nie, to uwierz, a przynajmniej proś Boga, by taką wiarę dał Ci On sam. Każda droga, do której wzywa nas Pan jest wielka, wybrana w zależności do naszych możliwości. Tyle tylko, że trzeba w to uwierzyć i dać się poprowadzić przez Ducha Świętego. Przy czym nie ma co patrzeć, czy się jest słabszym, czy lepszym od innych (jak to nieraz mi się przytrafia – znowu niełatwa prawda o mnie). Każdy ma swoją drogę i swoje zadania i je trzeba wypełniać, współpracując z innymi.

4 komentarze do “Przyczyna wniebowzięcia Maryi

  1. Caroll

    To trudne pytanie. Bo co jeśli się nie odróżnia tego Słowa od słowa płynącego zupełnie z innego źródła? Odpowiedź na to pytanie wymaga dojrzałości duchowej, której w moim mniemaniu (i niestety w porównaniu z innymi) mi brakuje. Przyjmijmy jednak, że mamy do czynienia z właściwym SŁOWEM. Chęć JEGO poznania to jedno, gotowość JEGO przyjęcia to drugie.

    Odpowiedz
  2. xjf

    otwartość jest często konsekwencją innych spraw… właśnie poczucia wartości i świadomości swojej roli w Bożym planie zbawienia…

    Odpowiedz
  3. joannasok

    Nie wiem czy to jednak nie jest system "naczyń połączonych"… Trudno odczytywać swoją rolę w Bożym planie zbawienia bez otwartości, trudno o otwartość bez chęci jej posiadania, trudno o gotowość, bez poczucia własnej wartości… Skomplikowane 😀 jak zawsze 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.