Pod tym tytułem można by pisać o różnych dekretach. Bo okazuje się, że czwórka pojawia się kilkukrotnie. Kilka dni temu minęło siedem lat od zostania egzorcystą. Ale ponieważ oprócz pierwszego, rocznego dekretu, następne są przepisywane, jako trzyletnie (powinien być już stały, ale chyba Kuria przepisuje stare druczki), więc mam już czwarty z kolei dekret egzorcysty. Nie licząc wcześniejszego, kandydackiego.
W swoim kapłaństwie miałem także 4 dekrety powołujące na urząd wikariusza w różnych parafiach. Ta, w której obecnie pracuję (zaczyna się już szósty rok pracy), jest moją czwartą z kolei.
W obydwu przypadkach, gdy miałem do czynienia z czteroma dekretami, sytuacja wyglądała tak, że jeden dekret wchodził w miejsce poprzedniego. Ale w tym wpisie chcę napisać o czterech dekretach, które nie następują po sobie. W ostatnich dniach dostałem czwarty dekret. I to czwarty funkcjonujący równolegle.
W mijającym tygodniu zostałem kapelanem szpitala. Nie była to nijak moja inicjatywa, ani chęć. Obowiązki te łączę z innymi posługami potwierdzonymi dekretem: wikariuszem parafii, egzorcystą, a także odpowiedzialnym za prowadzoną przeze mnie wspólnotę. Muszę wyjaśnić, że w tym ostatnim przypadku jest dekret zatwierdzający naszą wspólnotę, w której jestem wymieniony, jako opiekun. Ale jednak to jest dekret, który przypisuje mnie do wspólnoty, która ewangelizuje głównie przez kursy i rekolekcje.
Są tacy ludzie, nawet księża, którzy gratulują tych dekretów. Nawet słyszałem określenie: „kolekcjoner dekretów”. Wydaje się to być awansem. Mam jednak wrażenie, że to tylko „wydaje się”.
Posługa kapelana szpitala jest niewątpliwie ważną, a nawet piękną. Jest ileś ludzi, którzy bardzo czekają na przyjście księdza z Komunią Św. Ileś ludzi potrzebuje jakiejś rozmowy, spowiedzi. Można być przy osobach, które są blisko przejścia „na drugą stronę”, tam gdzie nie będzie płaczu, a będzie Bóg i pełna Miłość.
Jednakże jest przynajmniej kilka trudności z posługą kapelana. Po pierwsze stała dyspozycyjność. Oprócz odprawienia Mszy św. (przynajmniej raz w tygodniu) w szpitalu, codziennego „obchodu” po wszystkich salach szpitalnych, trzeba być stale pod telefonem i w gotowości pójścia na wezwanie o każdej porze dnia i nocy. W tym szpitalu, w którym pracuję, wezwań za dużo (przynajmniej obecnie) nie ma. Ale jednak trzeba być gotowym. A to się przekłada na to, jak przeżywam dzień, gdzie przebywam, kogo odwiedzam itp.
Na szczęście, według ustaleń, pomagać ma mi inny ksiądz z parafii. On nie ma dekretu, ani umowy ze szpitalem. ale w jakimś stopniu ma mnie zastępować. Zobaczymy, jak to „wyjdzie w praniu”. Bo w ostatnich dniach jednak sam za wszystko odpowiadałem.
Problem pojawia się, gdy się spojrzy na to, że mam jeszcze kilka innych dekretów. Wygląda na to, że ilość obowiązków wikariusza się nie zmniejszy. Może odrobinę. Ale nie jest to pewne. Także planuję kontynuować posługę egzorcysty. Ale jak by tu łączyć rozmowy z ludźmi i modlitwy egzorcyzmu ze stałym byciem „pod telefonem”? Mijający tydzień i to, że tylko ja posługiwałem w szpitalu (bez pomocy innych księży) spowodował, że przynajmniej chwilowo nie przyjmuję kolejnych osób do posługi egzorcystycznej. Poniekąd zawieszam moje bycie egzorcystą. Mam nadzieję, że za kilka dni to się wyprostuje. Ale nie zmienia to faktu, że i tak może nie być to wszystko proste. Zasadniczo przez sześć dni w tygodniu będę miał albo szpital, albo rozmowy z ludźmi, albo modlitwy nad zniewolonymi i opętanymi. W założeniu mam mieć jeden dzień wolny dla siebie. Ale w naszej parafii, szczególnie zimą i wiosną, trudno o taki wolny dzień. Nie wyobrażam sobie także okresu kolędowego.
A trzeba zdać sobie sprawę, że rozmowy z ludźmi poranionymi przez zdrowie, wypadek, krzywdzących ludzi i złego ducha, do łatwych nie należą. I przydałoby się trochę odskoczni.
Nadzieją na pewną odskocznię od takich rozmów i trudów bycia egzorcystą i kapelanem szpitala, mogłyby być posługi ze wspólnotą i prowadzone rekolekcje. Ja bardzo lubię głosić Słowo Boże, nawet jeżeli nie zawsze to mi wychodzi. Bardzo lubię mówić kazania, głosić rekolekcje i kursy ewangelizacyjne prowadzone przez moją wspólnotę. I to wydaje się być dla mnie możliwością odskoczni, zmiany otoczenia i problemów. Jednakże okazuje się, że w tym roku, ze względu na szpital, nie bardzo będę mógł prowadzić rekolekcji, czy kursów. I jak w takim razie znaleźć odskocznię od tych wszystkich ludzkich spraw?
Trudne to wszystko. Trochę do tego dokłada się kwestia niedzielnych Mszy św. W kaplicy szpitalnej przychodzi trochę ludzi, ale średnia wieku jest powyżej siedemdziesięciu lat. I zapewne dosyć często będzie się zmieniać grono uczestników. W parafii nie będę, jak dotychczas, odprawiał Mszy św. dla rodziców z małymi dziećmi. Wprawdzie to była trudna do prowadzenia Msza św. (zachowanie dzieci, sam musiałem zadbać o przygotowanie, śpiewy itp. a do tego poza budynkiem kościoła.), to jednak przez trzy lata związałem się z tymi ludźmi, nawiązałem relacje. Kazanie mówiłem głównie do dosyć młodych małżeństw. A teraz tego nie będzie. Pewno nawiązane relacje przynajmniej częściowo osłabną. Jest szansa, że wreszcie będę odprawiał Msze św. w kościele. Ale na pewno nie będą to Msze o stałej godzinie. A ja widzę, jak często, aby do ludzi dotrzeć, trzeba pokazać szerszy punkt swojego widzenia, nie tylko podczas jednego kazania. Prowadzenie stałej Mszy św. pozwala nawiązać pewną duchową więź z odbiorcami. Bardzo lubię mówić kazania do ludzi, spośród których przynajmniej niektórych dobrze znam, znam ich problemy i nie są dla mnie anonimowi. Pewno teraz czas na dotarcie do nowych ludzi. O ile w ogóle będę w kościele odprawiał
Nie ukrywam, że mi z tym wszystkim nie łatwo. Trochę czuję się z tym sam. Mam na szczęście iluś ludzi, którzy znają mój problem i mnie wspierają. Ale te osoby tym bardziej nic na to nie poradzą. Ja wiem, że Bóg jest nad tym wszystkim. Wyznaję, że Jezus jest moim Panem i przyjmuję tę niełatwą dla mnie drogę ze względu na Niego. Ale powiem szczerze, że nie wiem, o co w tym wszystkim Bogu chodzi. Czy ten kolejny etap życia „pod górkę”, to cały czas przygotowanie do większej misji, czy też to jest misja, do której Jezus mnie posyła? Był czas, gdy czułem się w moich posługach, jak ryba w wodzie. Często wspólnotowe prowadzenie rekolekcji było pięknym i owocnym czasem. Dlaczego ma tego nie być? Ja wiem, że mam się dać ogołocić Bogu, nie kochać Go tylko dlatego, że się dobrze czuję, ale wypełniać w posłuszeństwie Jego wolę. Ale jest to naprawdę niełatwe.
No nic. Dosyć już narzekania. Chociaż czuję, że prawdziwe narzekanie dopiero przede mną, gdy nakładać się będzie zmęczenie. Proszę jednak o modlitwę o siły i pokorę dla mnie. Ale także, by Bóg pozwolił mi spełniać pragnienia mojego serca.
Rzeczywiście niełatwy czas przed Księdzem, ale może właśnie Bóg w tej nowej posłudze będzie objawiał Swoją moc. Może te kilka, nawet ostatnich sytuacji, gdzie Bóg posłużył się Księdzem do uzdrowienia ludzi, to takie przygotowanie do większych dzieł.
Trudno po ludzku to wszystko ogarnąć, ale w końcu „Bóg z tymi, którzy Go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra”.
Z modlitwą +
Ktoś chyba chce aby w swoim CV Ksiądz mógł umieścić hasło MULTI-TASKING… Osobiście zastanawiam się, zy to nie jest tak, że nasze społeczeństwo zmienia się, ludzi potrzebujących różnych rodzajów posługi bardzo dużo, ale „robotników mało”. Dlatego nie pozostaje nam nic jak prosić Pana żniwa o wsparcie dla już pracujących księży jak i nowe święte powołania kapłańskie i zakonne.
Z Panem Bogiem.
Włączę Księdza w Modlitwę za Kapłanów w ramach Misji św. Teresy (ruch modlitwy za kapłanów prowadzi k. Ludwik Nowakowski). Poza tym, jak stwierdził jeden z braci na spotkaniu grupy Odnowy w Duchu Świętym u nas w parafii, trudne chwile i zadania należy ofiarować za dusze w Czyśćcu cierpiące i wtedy wszystko idzie jak z płatka.
Szczęść Boże!